Drużyna Stanisława Czerczesowa, bez pauzujących za kartki Michała Kucharczyka oraz Guilherme, pokonała Ruch 2:0. Legia była drużyną lepszą, świetny mecz, być może najlepszy w tym sezonie rozgrywał Ondrej Duda. Słowak imponował luzem, niekonwencjonalnymi zagraniami, pięknymi podaniami i dryblingami. Pytanie, czy to oznacza, że w końcu otrząsnął się po tym, jak latem był już o krok od Interu Mediolan, ale z transferu ostatecznie nic nie wyszło, czy to tylko chwilowy przebłysk.
Przy Łazienkowskiej nie obyło się bez kontrowersji. Pierwszy gol dla Legii padł po wstrzeleniu piłki w pole karne przez Nemanję Nikolicia – nieco pokracznie interweniował obrońca Paweł Oleksy, który wbił piłkę do własnej bramki. Problem w tym, że Nikolić w momencie podania od Dudy był na wyraźnym spalonym. Chwilę przed przerwą z kolei ewidentnie faulowany był w polu karnym wychowanek Legii w barwach Ruchu – Kamil Mazek. Skrzydłowy został powalony łokciem przez Adama Hlouska. Powinien być rzut karny dla gości, a czeski obrońca na tym zagraniu powinien zakończyć swój udział w tym spotkaniu i zobaczyć czerwoną kartkę. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, i to właśnie Czech podwyższył na początku drugiej połowy na 2:0 Kryzys Piasta trwa. Trzy wiosenne kolejki, zaledwie dwa wywalczone punkty i jeden strzelony gol. To bilans rewelacji pierwszej części sezonu Piasta Gliwice. Bilans wyjątkowo marny, który i tak nie do końca oddaje zapaść, jaka nastąpiła w zespole Radoslava Latala.
W sobotę wciąż jeszcze wtedy przewodzący w lidze Piast pojechał do Gdańska na mecz z Lechią. W pierwszych dwóch kolejkach zawodnicy Latala bezbramkowo remisowali i spotkanie nad morzem miało być powrotem na ścieżkę zwycięstw. Tymczasem Piast – mimo że w drugiej połowie długo grał w przewadze jednego zawodnika po wyjątkowo nieodpowiedzialnym zachowaniu Milosa Krasicia i czerwonej kartce – nie zdołał wywalczyć nawet punktu.
Gdy serbski pomocnik został odesłany pod wcześniejszy prysznic przez sędziego Bartosza Frankowskiego, Lechia prowadziła już 2:0. Drugiego gola dla gospodarzy zdobył Michał Mak. Tuż po przerwie kontaktową bramkę dla gości strzelił jego brat bliźniak Mateusz (w Lechii w podstawowym składzie znaleźli się bliźniacy Marco i Flavio Paixao).
Przed Piastem teraz trzy mecze z drużynami flirtującymi ze spadkiem. Teoretycznie drużyna z czołówki nie powinna mieć problemów z maruderami, ale można być pewnym, że nawet jeśli rywalom zabraknie argumentów sportowych, to będą nadrabiać ambicją. A niejednokrotnie już się okazywało, że zaangażowanie i wola walki na naszą ekstraklasę całkowicie wystarczają. Piast zagra kolejno ze Śląskiem Wrocław u siebie (już we wtorek), potem pojedzie do Krakowa na spotkanie z Wisłą i w końcu podejmie Podbeskidzie. Jeśli w Gliwicach wciąż marzą o walce o tytuł, te spotkania Piast musi wygrać. Ale jak to zrobić, skoro wiosną piłkarze Latala są apatyczni i przede wszystkim mało kreatywni. Czyżby czeski trener, znany ze swojego zamiłowania do ciężkich treningów, w czasie zimowych przygotowań przesadził?