O godz. 20.45 nowo utworzona reprezentacja w historycznym starciu zmierzy się na wyjeździe z Finlandią. Radość przykrywa smutki. W Kosowie nie ma ani jednego stadionu, który spełniałby wymogi FIFA, a pierwsza jedenastka niemal nie istnieje, bo dziewięciu zawodników nie jest uprawnionych do gry.
Kosowo marzyło o uznaniu za niepodległe państwo także w strukturach sportowych. MKOl uczynił to i otworzył drzwi do igrzysk w Rio, ale gdy UEFA, a potem FIFA, pomimo protestów Serbii i wspierającej ją Rosji zdecydowały się na ten sam krok, Kosowo nie było gotowe.
Początek jednak zrobić trzeba: eliminacje do mundialu 2018 są pierwszymi, w których pod własną flagą wystąpią piłkarze niepodległego Kosowa.
– W Rio poczuliśmy, jak smakuje zwycięstwo, kiedy złoty medal zdobyła nasza dżudoczka Majlinda Kelmendi. Z powodu swojego pochodzenia wiele jednak przeszła, przez lata ją szykanowano. Byłe kraje Związku Radzieckiego proponowały wielkie pieniądze, by reprezentowała ich barwy. Ale ona nigdy się nie zgodziła, była wierna Kosowu. To nie wszystkim było na rękę. Piłkarze chcą iść jej śladem – tłumaczy „Rz" Besnik Emrullahu, szef działu sportowego dziennika „InfoKosova".
Po tym, gdy Kosowo zostało przyłączone do UEFA i FIFA, tamtejsi mieszkańcy z dużo większym entuzjazmem śledzili czerwcowe mistrzostwa Europy. Wspierali Albanię, Szwajcarię i Niemcy, gdzie występowali ich rodacy (w niemieckiej kadrze znalazł się pochodzący z Albanii Shkodran Mustafi). Liczyli zresztą, że część z nich po turnieju we Francji – pozwalają na to przepisy – zechce reprezentować Kosowo.