Reklama
Rozwiń

Christoph Daum: O włos od wielkiej kariery

Polska gra w piątek z Rumunią w Bukareszcie. Christoph Daum, trener rywali to barwna postać. Kto wie, kim byłby dziś Niemiec, gdyby nie afera sprzed lat.

Aktualizacja: 07.11.2016 21:40 Publikacja: 07.11.2016 18:43

Christoph Daum: O włos od wielkiej kariery

Foto: AFP, Jasper Jacobs

Był rok 2000. Christoph Daum szykował się do przejęcia rozbitej reprezentacji Niemiec. Po zdobyciu mistrzostwa Europy w 1996 roku na kolejnym wielkim turnieju – mundialu we Francji – drużyna odpadła już w ćwierćfinale, ale prawdziwa katastrofa nastąpiła podczas Euro 2000, kiedy nie wyszła nawet z grupy.

Daum był wtedy uważany za jednego z najzdolniejszych szkoleniowców nad Renem. Wielu widziało w nim zbawcę, który będzie w stanie odmienić grę Niemców i wyciągnąć ich z kryzysu. Wielu, tylko nie szef Bayernu Uli Hoeness.

Obaj panowie – mówiąc oględnie – nie darzyli się sympatią. Daum prowadził Bayer Leverkusen, największego wówczas rywala Bawarczyków, ale historia tej nienawiści zaczęła się jeszcze wcześniej – od kłótni w studiu telewizyjnym. Hoeness nie mógł znieść, że człowiek, z którym toczył prywatne wojny, obejmie najważniejszą posadę w kraju. Oskarżył go więc o zażywanie kokainy. Twierdził, że ma dowody na to, iż trener Leverkusen brał udział w narkotykowej orgii z prostytutkami – w dodatku ubrany w niemiecki mundur.

Daum wszystkiemu zaprzeczył, sam zaproponował, że odda do analizy swój włos, a kiedy badania potwierdziły, iż rzeczywiście zażywał kokainę, bronił się, że padł ofiarą manipulacji.

– Niektórym ze mną nie po drodze – powtarzał. Próbka B nie pozostawiła jednak wątpliwości. Daum przyznał się przed sądem do winy („robiłem to okazjonalnie w domu"), skazano go na wiele godzin prac społecznych. Został zwolniony z Bayeru, a niemiecka federacja natychmiast zerwała z nim kontrakt.

To był największy zakręt w jego karierze, nieporównywalny z wpadką, która zdarzyła mu się w 1992 roku, gdy prowadził Stuttgart. Wystawienie czterech obcokrajowców (limit wynosił trzech) w meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Leeds kosztowało zespół awans do kolejnej rundy.

– Za to bym go akurat nie winił. Trenerzy są często tak skupieni na własnej robocie, że nie są w stanie ogarnąć spraw organizacyjnych. Zaufał swoim ludziom. W klubie nie traktowało się tego jak tragedii, bo wcześniej zapracował na pomnik, zdobywając mistrzostwo Niemiec – mówi „Rz" Radosław Gilewicz, były piłkarz Stuttgartu (1995– 1997).

Narkotykowy skandal przykrył dawne zasługi Dauma, w ojczyźnie stał się czarną owcą, miał problemy ze znalezieniem nowej posady. „Przeczytałem sporo książek o Indianach i nauczyłem się z nich kilku rzeczy, które są aktualne do dziś – na przykład by nie oceniać człowieka tylko po tym, że nosi mokasyny" – opowiadał Daum w wywiadzie dla tygodnika „Zeit".

Przez sześć lat prowadził Besiktas, Austrię Wiedeń i Fenerbahce, z każdą z tych drużyn sięgając po trofea. O jego niekonwencjonalnych metodach treningowych – takich jak chodzenie po rozżarzonych węglach – krążyły legendy.

– Akurat w Wiedniu tego nie praktykował, ale pamiętam, że wyróżniał się indywidualnym podejściem do zawodników, co w tamtych czasach było nowością – wspomina Gilewicz, którego roczna współpraca z Daumem zaowocowała mistrzostwem i pucharem Austrii (2003). – W swoim notesie zbierał informacje o każdym z piłkarzy. Wiedział o mnie wszystko. Na odprawach podawał dużo przykładów z życia. Był wielkim motywatorem i silną osobowością. Kiedy pojawiał się w szatni, zapadała cisza. Cieszył się olbrzymim szacunkiem, także wśród rywali. Nie przypominam sobie żadnych docinków ze strony kibiców, obraźliwych przyśpiewek czy transparentów na stadionach. Jego przeszłość była w Austrii tematem tabu.

Daum zarzekał się, że nie wróci do Niemiec, ale w 2006 roku przyjął ofertę z Kolonii (tam też w drugiej połowie lat 80. zaczynał karierę) i dwa lata później wprowadził zespół do Bundesligi. Potem podjął się jeszcze na krótko pracy we Frankfurcie, ale po spadku Eintrachtu znów pojechał szukać szczęścia za granicą – w Club Brugge i Bursasporze. Wygrał również walkę z rakiem.

Od 2014 roku był bezrobotny. Po Euro we Francji podpisał z rumuńską federacją dwuletnią umowę, która zostanie przedłużona do 2020 roku, jeśli Rumuni awansują na mundial w Rosji. Z Euro nasi rywale wrócili ze spuszczonymi głowami. Odpadli już po fazie grupowej. Przegrali z Francją (1:2) i Albanią (0:1), a jedyny punkt zdobyli w spotkaniu ze Szwajcarią (1:1).

– Po wyborze Dauma zadzwonili do mnie rumuńscy dziennikarze. Powiedziałem im: „Jeżeli macie dobrych piłkarzy, możecie być pewni, że prędzej czy później on ich poukłada i wprowadzi do kadry dyscyplinę". Wydaje mi się, że tego właśnie najbardziej brakuje Rumunii. Być może zatrudnienie Dauma będzie lekiem na ich problemy. Kariera Niemca wyhamowała, ale uważam, że to jest wciąż trener od trudnych przypadków. Mam tylko nadzieję, że tej odmienionej Rumunii nie zobaczymy jeszcze w meczu z Polską – żartuje Gilewicz.

Christoph Daum, 63 lata. Prowadził FC Koeln (dwukrotnie), VfB Stuttgart (mistrzostwo Niemiec 1992), Besiktas Stambuł (dwukrotnie, mistrzostwo Turcji 1995), Bayer Leverkusen, Austrię Wiedeń (mistrzostwo Austrii 2003), Fenerbahce Stambuł (dwukrotnie, mistrzostwo Turcji 2004 i 2005), Eintracht Frankfurt, Club Brugge i Bursaspor. Od lipca selekcjoner reprezentacji Rumunii.

Piłka nożna
Czas napisać nowy rozdział. Kadra gra o mundial
Piłka nożna
Mundial 2026: Czy pod wodzą Thomasa Tuchela Anglia odniesie sukces? Znani wrócili do kadry
Piłka nożna
Ćwierćfinały Ligi Narodów. Na ostatniego rywala w eliminacjach mundialu Polacy muszą jeszcze poczekać
Piłka nożna
Michał Probierz: Moim celem jest wygrywanie, ale też to, by kadrę przyjemnie się oglądało
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Mateusz Skrzypczak. Z Poznania przez Białystok do kadry
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń