To zupełnie inna sytuacja. Gdy przejmowaliśmy Legię, miała ona olbrzmi dług wobec ITI wynoszący 200 milionów złotych. Udało mi się wynegocjować taką umowę, że bierzemy klub za określoną kwotę gotówki, a zobowiązanie zostaje zmniejszone do 50 milionów, więc ta transakcja była dla klubu bardzo korzystna. Dodatkowo negocjowałem zapis w naszej, z Leśnodorskim i Wandzelem, umowie, że ten dług wobec ITI jest naszym prywatnym zobowiązaniem. Jeżeli klub nie będzie mógł go spłacić, my to musimy zrobić. I zdawałem sobie sprawę, że to we mnie najbardziej uderza, bo ja mam 60 procent. Ale to jednak ja musiałem ten zapis negocjować, a wspólnicy nie chcieli się na niego zgodzić. Wandzlowi bardzo ta odpowiedzialność własnym majątkiem nie pasowała, więc finalnie doprowadził do pożyczki od Skarbca. Chodziło o to by nie doszło do rozwodnienia moich wspólników.
Rozwodnienia?
Strona która wpłaca pieniądze i podwyższa kapitał, dostaje dodatkowe akcje i zwiększa swój udział porcentowy kosztem tych, którzy tego nie zrobili. Dlatego nigdy nie zgodzili się na podwyższenie kapitału przeze mnie, ponieważ traciliby procent w udziałach. I dlatego mieliśmy awanturę przy ostatniej racie spłaty ITI. Bo ja chciałem żeby zapis, że odpowiadamy własnymi majątkami za dług wobec ITI, przeszedł na tę pożyczkę od Skarbca.
I nie przeszedł?
Na koniec, po długich rozmowach, wszedł w życie częściowo. Ale już po innych ewaluacjach, tak żeby nie doszło do zbyt dużego rozwodnienia tych, którzy nie partycypują.
Pytałem prezesa Leśnodorskiego czy to prawda, że zaciągnęliście dług na spłatę ITI, ale on twierdzi, że ta pożyczka była wzięta na transfery.
Część poszła na refinansowanie ITI, część poszła na inne zobowiązania zaciągnięte wcześniej, między innymi wokół transferów. Więc to tylko półprawda. Pieniądze, które oddano ITI można było przeznaczyć na wzmocnienia składu. Nie musieliśmy jeszcze przecież spłacać ITI. Gdyby w tym roku nie było Ligi Mistrzów, Legia byłaby kilkadziesiąt milionów w plecy. A pieniądze z UEFA poszły na zobowiązania: ITI, ale też do agentów, do klubów, odroczone płatności różnych dostawców.
O tyle to się nie trzyma kupy, że mówi pan o wydarzeniach, które przecież się działy, gdy był pan w klubie.
Nasz konflikt wziął się w dużej mierze z tego, że zarząd najpierw podejmował działania, a później przychodził po zgodę. Metoda faktów dokonanych. Przez pewien okres nie robłem z tego problemu, szczególnie jeśli chodzi o transfery. De facto nie zgodziłem się na dwa: Ariela Borysiuka i Miroslava Radovicia. Dziś wiem, że w przypadku Radovicia się pomyliłem i bardzo się z tego powodu cieszę.
Sytuacja finansowa Legii nie może być tak tragiczna, skoro na transferach piłkarzy zarobiła 64 miliony złotych. Sam widziałem takie zestawienie
Nie chodzi o tragiczną sytuację, tylko o fakty. Renomowana firma zrobiła dla mnie szczegółowy audyt finansów Legii. Po uwzględnieniu prawdziwych, a nie medialnych wartości transferów i wszystkich kosztów oraz prowizji bilans od początku 2013 roku do października 2016 roku wyniósł 4 mln zł. To jest realny zysk. Żeby było jasne, ja nie widzę w tym nic złego. Tak musi być, bo Legia żeby się wzmacniać nie może zakładać, że będzie się z transferów utrzymywać.
Z mediów wynika, że z Legii nie zostanie kamień na kamieniu gdy pan przejmie klub. Wszyscy odejdą, łącznie z piłkarzami, a pan zmieni Legię w korporację, która wszystkie pieniądze będzie pakować w akademię.
Fakty są takie, że dzisiaj ten klub, to w dużej mierze jest Legia według mojej wizji. Tak sobie ją wymyśliłem, a to że byłem z tyłu i koncentrowałem się na innych elementach, to nie znaczy, że to nie miałem wpływu na rozwój klubu. Jestem przecież większościowym udziałowcem. Jest oczywiście w klubie wiele rzeczy, które powinny być poprawione. W ostatnim czasie za bardzo polegamy na szczęściu, musimy wykonać kilka zabiegów, które uprawdopodobnią, że sukces będzie kontynuowany. Ale rewolucji nie będzie. Legia Mioduskiego może mieć innego wodzireja, to nie będzie klub, w którym największą gwiazdą jest prezes. To będzie Legia ambitna, chcąca wygrać mistrzostwo co roku, co sezon chcąca grać w fazie grupowej europejskich pucharów, i będzie to Legia wiarygodna dla partnerów biznesowych. Rewolucja grozi Legii, wtedy gdy to nie ja wygram shoot-out (licytację ofert finansowych - przyp. red), tylko jeśli oni zostaną.
To się nie trzyma zupełnie kupy.
Jeśli popatrzeć na to, co mówi dziś Leśnodorski, a co ja mówiłem, gdy przejmowaliśmy klub, to te wizje są bardzo podobne. Szczególnie w sprawach sportowych. Różnią się w obszarach finansowych, którymi Boguś się na co dzień nie zajmuje. Moja Legia wiele się nie zmieni. Oczywiście dosłownie kilka osób będzie musiało odejść, zgłaszają się one zresztą same. Odejście Jakuba Szumielewicza jest jednym z warunków naszej rozgrywki kopertowej. Ale rewolucja może być tylko wtedy, gdy Wandzel przyprowadzi inwestora.
Dlaczego?
Żeby mnie wykupić Wandzel z Leśnodorskim muszą zdobyć pieniądze na zewnątrz. Nie pozwolę na to, by mogli wziąć finanse z klubu. Wzięcie pieniędzy z klubu oznacza powiększenie długów. Poziom kosztów w Legii drastycznie urósł, a widoków na równie drastyczne zwiększenie przychodów nie ma wielkich w najbliższych latach. Niedługo zmienią się zasady kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Prawdopodobieństwo gry w fazie grupowej LM spada. Dlatego realną opcją jest inwestor. Jeśli przyjdzie poważna firma i wyłoży dużą kwotę, gwarantuje, że będzie chciała mieć wpływ na to się dzieje. Drugiego tak naiwnego jak ja nie znajdą. Poważny inwestor to właśnie bardziej korporacyjne podejście. To są tabelki w excelu, raporty, ścieżki korporacyjne i cięcia kosztów, gdzie się da. Alternatywą jest mniej poważny inwestor. Ale to wybór między dżumą a cholerą. Bo może to być na przykład agencja menedżerska, która będzie chciała mieć klub do promocji swoich zawodników. Sporting po kilku latach takiego funkcjonowania był de facto bankrutem. Wszystkie aktywa tego klubu, czyli piłkarze, nie należeli do Sportingu. Pieniądze z transferów szły gdzie indziej. Do zewnętrznych agentów.
Ale pan przecież też nie wyklucza pozyskania inwestora.
Zawsze mówiłem, że przyjdzie taki moment, że Legia może potrzebować inwestora. Ale najpierw chcę doprowadzić klub do takiego stanu, że inwestor który przyjdzie, nie przejmie kontroli, tylko będzie mniejszościowy, a więc nie wpłynie na nasze DNA. A za pakiet mniejszościowy zapłaci tak duże pieniądze, że one zrobią różnicę. Dziś tak naprawdę najlepszą opcją dla Legii byłoby dofinansowanie z własnych pieniędzy. Po co ja mam wykupywać Wandzla czy Bogusia? Wolałbym te pieniądze dołożyć do klubu.
I trwa pan na stanowisku, że bez zapisu o niewykorzystaniu środków z klubu nie będzie umowy?
Nie będzie. Nie podpiszę jej. I nie będzie też ich zapisu domagającego się zwolnienia zarządu z odpowiedzialności.
I co wtedy?
Wracamy do punktu wyjścia i do pata. Rozwiązanie tego konfliktu potrwa, będzie fatalne dla klubu, ale na koniec oni stracą możliwość by mnie wykupić. Oni tego prawa nie mają, ale ja chcę im je dać, żeby ten konflikt rozwiązać teraz. Połóżmy cenę.
Jakie jest optymalne rozwiązanie tej sytuacji?
Ja chce kontynuować realizację mojej wizji Legii i wiem jak to robić. Pewnie najlepiej by było, gdybyśmy mogli to robić razem z Leśnodorskim. W założeniu to był optymalny układ. Dwie różne osobowości, ale jedna wizja. Ale on dziś jest tak zmanipulowany przez Wandzla, że aż mi żal patrzeć. Jeśli bylibyśmy się w stanie pozbyć Wandzla z jednej strony, a z drugiej dogadalibyśmy się, że on usiądzie ze mną w jednym rzędzie w Radzie Nadzorczej i będzie wspierał klub z pozycji właścicielskiej , to mogłoby zadziałać. Na takie rozwiązanie byłbym gotowy.
Nie sądzi pan, że raczej powinien pan z tym pójść bezpośrednio do niego, a nie przez media?
To nic nowego. Boguś potrzebuje partnera, który będzie dla niego stanowił pewną przeciwwagę. Taka była koncepcja od początku. Wandzel postanowił zająć moje miejsce w tym układzie, ale finalnie to Boguś podejmuje decyzje, czy stawia na budowanie Legii ze mną czy też z Wandzlem, ryzykując, że będzie musiał z Legii odejść.
Wszyscy mówią, że na piłce w Polsce nie da się zarobić, tymczasem walczycie o klub jak bullterriery. Czyli to jednak jest dobry biznes. Bo przecież musi chodzić o pieniądze.
Motywacje każdego z nas są inne. Boguś kocha ten klub, ale też pozycję, którą mu daje. Ja też kocham Legię, też jestem kibicem ale dla mnie to także projekt w którym mogę się realizować w każdym względzie: społecznym, biznesowym i na końcu sportowym. Nigdy nie chciałem Legii sprzedawać i to deklarowałem. Natomiast dla Wandzla to drabina, by osiągnąć swoje cele, głównie biznesowe. Niekoniecznie bezpośrednie zarabianie na Legii, ale zbudowanie sobie pozycji do zarabiania gdzie indziej.
A czy największym wygranym shoot-outu nie będzie przegrany? Ten, który dostanie gotówkę?
Z punktu widzenia pieniędzy, bez dwóch zdań. Ale mi naprawdę nie chodzi o pieniądze, bo one nie zmienią już dużo w moim życiu. Legia to dla mnie pasja i spełnienie. Oczywiście w najgorszym wypadku skoncentruje się na czymś innym, bo chce w życiu coś jeszcze stworzyć. Ale na pewno nie w piłce i nie w Polsce. Bo tutaj jest tylko jeden klub, którego mogę być właścicielem.