Po tym, co wydarzyło się we wtorek na Santiago Bernabeu, kiedy Real w kontrowersyjnych okolicznościach wyeliminował z Champions League Bayern, w niedzielę cały futbolowy świat (przed telewizorami ma usiąść 650 mln widzów) ze szczególną uwagą będzie się przyglądać pracy arbitra.
Tym bardziej że będzie nim 34-letni Alejandro Jose Hernandez Hernandez, który w styczniu nie uznał gola Jordiego Alby w meczu z Betisem (1:1), choć piłka wyraźnie przekroczyła linię bramkową, a wiosną ubiegłego roku, w swoich pierwszych w karierze Gran Derbi, nie zaliczył prawidłowego trafienia Garetha Bale'a. Królewscy wygrali jednak na Camp Nou 2:1.
– Błędów nie da się uniknąć. Ważne, by ich nie powielać lub przynajmniej minimalizować ryzyko ich popełnienia – zauważa Hernandez Hernandez. I dodaje: – Oglądałem spotkanie Realu z Bayernem. Każdemu może się zdarzyć gorszy dzień, ale to nie znaczy, że Viktor Kassai jest słabym sędzią. Co myślę o powtórkach wideo? Są takie sytuacje, w których nawet technologia okazuje się bezradna. To kwestia interpretacji.
Tymi słowami raczej nie uspokoił kibiców Barcelony, którą strata dwóch punktów we wspomnianym meczu z Betisem, może kosztować bardzo drogo. Tylko zwycięstwo nad Królewskimi (trzy punkty przewagi i zaległe spotkanie) przedłuży nadzieje Katalończyków na obronę tytułu.
Ale jak tu myśleć o wygranej z niepokonanym u siebie od blisko roku Realem, skoro Luis Suarez razi nieskutecznością (cztery mecze bez gola), a Neymar przez nieodpowiedzialne zachowanie (ironiczne brawa w kierunku arbitra) z występu w Gran Derbi wykluczył się sam.