Rzadko ogląda się mecze reprezentacji ze spokojem. Zwykle trzeba się denerwować, bo gra bywa daleka od oczekiwań, a nawet kiedy prowadzimy, zdarza się nam stracić przewagę.
Czytaj także: Mecz Polska-Izrael bez zakłóceń
Tym razem nerwowo było tylko przez kilka ostatnich minut, po zdobyciu dość przypadkowej bramki przez Izrael i w związku z przerwą w grze po wbiegnięciu na boisko kibica. Takie przerwy czasami zmieniają obraz gry. Na szczęście trwało to krótko i zakończyło się dobrze. Niewiele brakowało, a Robert Lewandowski w ostatniej minucie zdobyłby nawet trzecią bramkę.
- Powinniśmy strzelić trzy, a nawet cztery bramki - powiedział w wywiadzie dla TVP zdobywca pierwszego gola Grzegorz Krychowiak. Miał rację. Ta bramka padła już w czwartej minucie, po rzucie rożnym i od tej pory Polacy wybijali gospodarzom piłkę z głowy. Nie można tylko napisać, że robili to skutecznie. W pierwszej połowie mieli ogromną przewagę i oddali na bramkę aż dziewięć celnych strzałów.
Izraelczycy nie zrewanżowali się żadnym. Nie mieli pomysłu, nie wiedzieli w jaki sposób przedostać się pod naszą bramkę, więc ich ataki były nieprzygotowane. Kopali piłkę do przodu, z nadzieją, że może trafi Eran Zahavi, zdobywca aż jedenastu bramek w eliminacjach. Zahavi pokonywał bramkarzy wszystkich reprezentacji, z wyjątkiem polskiej. Nie miał najmniejszych szans w starciach z naszymi obrońcami. Pierwszy raz kopnął w kierunku bramki Wojciecha Szczęsnego dopiero w 68. minucie, a i to niecelnie.
Dobrze natomiast strzelali Polacy, tyle że trzy razy po uderzeniach Piotra Zielińskiego (i raz w drugiej połowie) piłkę odbijał bramkarz lub blokowali ją obrońcy. Podobnie zakończyła się próba Przemysława Frankowskiego a Sebastian Szymański minimalnie chybił.
Wszystko to wynikało z bardzo dobrej gry Polaków w pierwszej połowie. Dobrze bronili, Grzegorz Krychowiak, Krystian Bielik i Piotr Zieliński opanowali środek boiska i tylko Krzysztof Piątek z przodu był tak samo widoczny jak Zahavi po drugiej stronie boiska, czyli średnio.
Ten mecz to dobry przykład zestawienia drużyny i jej funkcjonowania w nowych warunkach. W porównaniu z czerwcowym meczem z Izraelem, wygranym w Warszawie 4:0, w pierwszej jedenastce nie zobaczyliśmy aż pięciu zawodników: Łukasza Fabiańskiego, Bartosza Bereszyńskiego, Mateusza Klicha, Kamila Grosickiego i Roberta Lewandowskiego, co zdarzyło się pierwszy raz od roku 2013.
Inaczej mówiąc drużyna w połowie zmieniona, bez swojego charyzmatycznego lidera wychodzi na boisko trudnego przeciwnika i gra bardzo dobrze. Piątek wciąż szuka formy sprzed roku, ale jest tam gdzie powinien być napastnik i zaraz po przerwie strzela bramkę na 2:0. Pełny spokój. Jerzy Brzęczek wpuszcza na boisko Roberta Lewandowskiego i Mateusza Klicha. Powinno być lepiej, a coś się psuje. Przecież „Lewy” nie paraliżuje kolegów swoją obecnością. Przemysław Frankowski ma pięć podań z rzędu niecelnych, a przecież w poprzednim spotkaniu, z Macedonią Północną to jego bramka, zdobyta tuż po wejściu na boisko dała Polsce prowadzenie.
Tak bywa. Wygraliśmy, Krystian Bielik, Arkadiusz Reca i Sebastian Szymański szybko stają się pierwszym wyborem trenera i odpłacają mu się dobrą grą. Widać, że budowana cały czas w trakcie eliminacji drużyna czuje się ze sobą coraz lepiej. Oby jej kolejni przeciwnicy też to odczuli.