Francuzi zrobili coś takiego, jak Anglicy także w lipcu, ale w roku 1717 w Londynie. Wtedy to, z okazji przejażdżki łodzią po Tamizie króla Jerzego I Hanowerskiego wykonano pierwszy raz kompozycję Georga Friedricha Haendla „Muzyka na wodzie”, która stała się przebojem muzyki barokowej.
Teraz bohaterką była Sekwana. Czterogodzinne widowisko przypominało historię Francji, jej bohaterów, którzy często stawali się bohaterami całego świata. Nie było tam niczego przypadkowego. Apoteoza miłości, solidarności, tolerancji, przypomnienie haseł rewolucji francuskiej: wolność, równość, braterstwo. Oglądało się to z zapartym tchem i nadzieją, że deszcz lub jakieś nieszczęście nie zakłócą przebiegu tego, nad czym sztaby ludzi pracowały ponad dwa lata.
Czytaj więcej
Nawet Przemysław Babiarz, który nazwał „Imagine” komunistyczną piosenką, nie popsuł otwarcia igrzysk w formie parady na Sekwanie. Stała się opowieścią o dziedzictwie Paryża i Francji. Było miejsce na kankana, finał należał do Celine Dion, wystąpił Jakub Józef Orliński.
Ceremonia otwarcia igrzysk w Paryżu jak dobra książka
Kilka godzin wcześniej w Eurosporcie można było zobaczyć film dokumentalny o przygotowaniach. To wystarczyło, żeby dla tych wszystkich ludzi mieć ogromny szacunek za wizję, pomysły, wykonanie (a deszcz czasami jednak nie ułatwiał zadania), branie pod uwagę wszystkiego, o czym przeciętny telewidz nie ma zielonego pojęcia.
To była gigantyczna, niewyobrażalna praca i dlatego, patrząc w ekran trzymało się za nich kciuki, żeby nie zaatakowali terroryści lub nie stało się coś nieprzewidywalnego, bo jest przecież dość złych ludzi, czerpiących przyjemność z burzenia tego, co inni budują.