Ze wszystkich siedmiu mistrzostw świata, jakie widziałem, te meksykańskie były najprzyjemniejsze. Właśnie przede wszystkim ze względu na niezwykle sympatyczne przyjęcie, jakie gościom zgotowali Meksykanie, a szczególnymi względami cieszył się każdy Polak, jako rodak papieża, uwielbianego w tym kraju.
Meksykanie jako najsilniejszy futbolowo kraj w strefie Ameryki Północnej i Środkowej mieli niemal zagwarantowany udział w każdych mistrzostwach świata. W Katarze wystartują po raz siedemnasty. Nic dziwnego, że Antonio Carbajal, bramkarz dobry, jednak nie wybitny, przeszedł do historii mundiali jako pierwszy zawodnik, który wystąpił w nich pięciokrotnie.
Czytaj więcej
Mecz otwarcia mundialu miał być dla gospodarzy świętem, ale okazał się stypą. Katar przegrał z Ekwadorem 0:2, oba gole strzelił Enner Valencia. Nie wszystko w sporcie można jeszcze kupić.
Jego wyczyn nie miał jednak wiele wspólnego z poziomem sportowym i osiągnięciami reprezentacji. Długo nie było żadnych. Meksykanie są, a przynajmniej byli domatorami. Największe sukcesy (dwukrotnie ćwierćfinał) osiągnęli w roku 1970 i 1986, kiedy mundial rozgrywano na ich stadionach.
Większość zawodników broniła wtedy barw krajowych klubów. A one nie ustępowały wiele czołowym zespołom Brazylii, Argentyny, Urugwaju czy Kolumbii. Wielu kibiców zna nazwy takich klubów meksykańskich jak UNAM (Pumas), Club America, Cruz Azul, Atlante, Necaxa z miasta Meksyk, Atlas i CD z Guadalajary, Tigres Monterrey, CSD Leon...