Przed koniecznością takiego wyboru – w szerokiej kadrze było 47 graczy – stawali wszyscy selekcjonerzy i nie zawsze ich decyzje były oczywiste. Zdarzyło się, że nieoczekiwany wybór trudno było uzasadnić. A bywało też, że posądzano trenerów (choć nigdy oficjalnie), że powołują do kadry zawodników tylko po to, żeby ich wypromować, a potem drożej sprzedać. I że za wyborami stoją wszechwładne kluby (w PRL-u) oraz agenci graczy (w nowej Polsce). Mogło się więc zdarzyć, że selekcjonerzy nie byli w swoich decyzjach całkowicie autonomiczni.
Przyjmuję jednak założenie, że podejmowali decyzje w dobrej wierze. Ich wybrańcy byli w danym momencie najlepsi na swoich pozycjach lub pasowali trenerom do koncepcji nie zawsze zrozumiałych dla przeciętnych kibiców. Prawdopodobnie nawet najwięksi znawcy polskiej piłki nie pamiętają wszystkich nazwisk zawodników, którzy reprezentowali nasz kraj na siedmiu powojennych mundialach, tym bardziej że dla niektórych był to tylko epizod, bez ciągu dalszego.
Górski stawia na młodych
Zazwyczaj z pozoru ryzykowne stawianie na młodych piłkarzy wychodziło na dobre im samym i reprezentacji. Tak było w roku 1974. W kadrze powołanej przez Kazimierza Górskiego nie znalazł się ani jeden zawodnik powyżej trzydziestego roku życia.
Czytaj więcej
Francuzi polecą do Kataru bronić mistrzostwa świata. Ale ich kibice pamiętają, że zwykle po wielkich sukcesach przychodziły jeszcze większe rozczarowania.
Wszyscy grali w polskiej lidze, Górski oglądał ich co tydzień. Podstawowym problemem stało się zastąpienie kontuzjowanego Włodzimierza Lubańskiego. Był kimś takim jak Robert Lewandowski dziś, więc zadanie wydawało się niewykonalne. Pierwszym wyborem był Jan Domarski ze Stali Mielec, zdobywca najsłynniejszej bramki w historii reprezentacji na Wembley. Jednak Domarski był dość przewidywalny i nie miał błysku Lubańskiego.