Środa w Arabii Saudyjskiej należała do Polaków. Jeden z ostatnich odcinków specjalnych miał liczyć 534 kilometry z Harad do Shubaytah, ale z powodu silnego wiatru - uniemożliwiającego załogom helikopterów czuwanie nad bezpieczeństwem uczestników - organizatorzy zdecydowali się przerwać ściganie po 345 kilometrach.
Jazdy nie ułatwiała burza piaskowa, która mocno ograniczała widoczność oraz wydmy, na których łatwo było popełnić błąd. - Wysokie na pięć-osiem metrów, trzeba było być bardzo czujnym, bo nigdy nie wiedzieliśmy, które z nich są urwane, a które nie. Na jednej z nich samochód uszkodził Fernando Alonso - relacjonował Przygoński, którego na trasie 10. etapu dogonił lider rajdu Carlos Sainz.