Robert Kubica jest albo ostatni, albo przedostatni, ale stanowi to prawie wyłącznie pretekst do sążnistych analiz z jednym motywem: „Kubica szybszy od Russella” albo „Russell szybszy od Kubicy”, a to przecież chodzi o rywalizację zawodników z tej samej stajni, których najlepsi dublują dwa lub nawet trzy razy.
Cytowane są opinie jednego i drugiego kierowcy, Kubica zwykle podkreśla, jak zawiódł go sprzęt, czyli fatalny samochód Williamsa, jak ślizgał się na torze, jak nie mógł opanować bolidu i co z niego właśnie odpadło. I tak w kółko, co wyścig ta sama refleksja, nie licząc rywalizacji w Niemczech, gdy wielu rywali nie dojechało do mety i Polak dzięki temu mógł „skończyć w punktach”, by użyć poetyki dziennikarskiej młodzieży wychowanej w oparach benzyny.
Prosta prawda, że powrót Kubicy do Formuły 1 to jak na razie sportowa porażka, a zespół Williamsa być może wystawił nas do wiatru, przebija się z trudem lub nie przebija się wcale. Z dwóch powodów: po pierwsze, Kubica jako człowiek ciężko doświadczony przez sportowy los zasługuje na szacunek za to, jak walczy o swoje marzenia, i po drugie, wszędzie widzimy reklamy przekonujące, że nasz narodowy koncern Orlen zrobił znakomity interes, pompując duże państwowe pieniądze w stajnię Williamsa będącą już tylko cieniem dawnej potęgi.
Chętnie usłyszałbym odpowiedź na pytanie, jaki tak naprawdę jest ten interes, czy jeśli już uznaliśmy Kubicę za narodowe dobro, można było jego powrót zorganizować lepiej, nawet jeśli upadający Williams był jedyną stajnią oferującą wówczas fotel w Formule 1. Zastanawiam się, czy decyzji jednak nie podejmowano w panice, gdy wyciekły dość ambarasujące dla premiera Mateusza Morawieckiego nagrania z jego uwagami o Kubicy z czasów, gdy nie chciał kariery kierowcy wspomóc jako prezes prywatnego banku, a teraz postanowił szybko spłacić swój wizerunkowy dług pieniędzmi Orlenu.
Kubica do powrotu gotowy był już rok wcześniej i wtedy należało zacząć poważne rozmowy, sprawdzić ile wart jest Williams i jakie są szanse, że wyjdzie z dołka. Trudno wykluczyć, że ktoś poważniejszy zechciałby się sportowo i medialnie pokazać jako dobrze opłacony dobroczyńca Kubicy, który budził wyłącznie ciepłe emocje. Pamiętam czas, gdy możliwość powrotu Polaka do Formuły 1 była hitem światowych mediów, nie tylko sportowych, bo to wspaniała ludzka historia. Ten potencjał można było lepiej wykorzystać, a teraz jest już za późno, poza Polską w relacjach z wyścigów Kubica obecny jest śladowo, głównie jako ostatnia pozycja w rubryce z wynikami.