Ostatnia konkurencja mityngu na stadionie Bislett – „Dream Mile" miała przynieść norweskie sukcesy – szykowali na nie znani bracia Jakob i Filip Ingebritsenowie, chyba niewiele osób liczyło, że nie będą walczyć z Kenijczykami, tylko przegrają z polskim mistrzem średnich dystansów.
Bieg był taktycznym popisem Lewandowskiego. Najpierw Polak biegł spokojnie w środku grupy, długi i skutecznie pilnował miejsca przy krawężniku w pobliżu Ingebritsenów, tempo nadawali dwaj pacemakerzy.
Z atakiem poczekał do ostatniej prostej, na której pięknie minął Norwegów, Amerykanów Johna Gregorka i Claytona Murphy'ego, wreszcie Ayanleha Souleimana z Dżibuti i mocnego Vincenta Kibeta z Kenii na samej linii mety.
Czas: 3.52,34 min., to nowy rekord Polski, chyba niewiele osób pamięta, że poprzedni (3.55,40) ustanowił 9 sierpnia 1976 roku w Sztokholmie sam Bronisław Malinowski.
– Wygrać „Milę Marzeń" to dla mnie wielka sprawa. Wierzcie mi, wciąż jestem w mocnym treningu przed mistrzostwami świata. Nie spodziewałem się zwycięstwa, szczyt formy powinien przyjść znacznie później. Oczywiście, że jestem szczęśliwy, cóż można rzec więcej. Świętuję zatem nie tylko urodziny, ale także ten wielki sukces. To był tak naprawdę mój pierwszy poważny bieg na 1 milę w karierze. Wiem, że moja szybkość z 800m pomaga mi w finiszu, rywale nie powinni czekać do ostatnich 100 m przed metą, bo właśnie tam mogłem ich pobić – mówił Polak chwilę po biegu i rundzie honorowej.