Takich zawodów, jakie odbędą się 1–2 maja na Stadionie Śląskim, jeszcze w Polsce nie było. World Relays – nazywane nieoficjalnymi mistrzostwami świata sztafet, choć bliżej im rangą do mityngów Diamentowej Ligi – odbyły się już czterokrotnie. Trzy pierwsze edycje gościło Nassau (Bahamy), a ostatnią Jokohama (Japonia).
Uczestnicy mają szansę nieźle zarobić, bo premie dla zwycięskich sztafet to od 12 do 40 tys. dolarów, a kibice dostają zawody eksperyment. World Relays pokazują, jak królowa sportu może wyglądać w przyszłości.
Ogień i woda
Program obejmuje dziewięć konkurencji: tradycyjne męskie i kobiece sztafety 4x100 m, 4x200 m i 4x400 m, debiutujący w tym roku na igrzyskach olimpijskich w Tokio mikst (4x400 m, dwie kobiety i dwóch mężczyzn), a także podwójny bieg na 400 m i sztafetę płotkarską.
Dwie ostatnie konkurencje to rywalizacja drużyn mieszanych. Pierwsza polega na tym, że kobieta i mężczyzna dwukrotnie, na zmianę, pokonują jedno okrążenie. Polskę podczas World Relays reprezentować będą w niej specjaliści od biegów średnich, Joanna Jóźwik i Patryk Dobek.
– To będzie połączenie ognia i wody oraz rutyny i doświadczenia z nutką szaleństwa. Kibice nie będą zawiedzeni. Stworzymy z Patrykiem wybuchową mieszankę. Liczę, że na medal – zapewnia Jóźwik, która kilka tygodni temu w Toruniu została halową wicemistrzynią Europy.