Nieufni mieli rację. W sprawie dopingu Marion Jones warto było być sceptycznym i czekać. Nigdy nie złapano jej na gorącym uczynku, ale w czwartek, 4 października, mocno zwietrzały mit o niewinności sławnej lekkoatletki ostatecznie rozpadł się w Sądzie Rejonowym w White Plains (stan Nowy Jork). Sędzia Kenneth M. Karras usłyszał, że podejrzana Jones złożyła wcześniej dwa fałszywe zeznania.Pierwsze, gdy twierdziła przed agentami federalnymi, że nie brała środków dopingowych, drugie, gdy mówiła, iż nie ma nic wspólnego z oszustwami bankowymi byłego partnera, sprintera Tima Mongomery’ego. Potem zaczęła się wstydzić i przepraszać.
Według zeznań brała od 1999 roku niewykrywalny przed kilku laty syntetyczny steryd THG (potoczna nazwa: clean – czysty). Miał postać oleistych kropli dawanych jej pod język przez trenera Trevora Grahama. Marion Jones twierdzi, że długo się nie domyślała, co bierze, nie zapaliło jej się czerwone światełko, gdy trener wspominał, by nikomu nie mówiła o tym, co łyka. Osiem lat czekała na przypływ wyrzutów sumienia, by wreszcie wyznać winy.
Przyznanie się wielkiego sportowca do dopingu to rzadkość, ale nie należy wierzyć, że wiemy już wszystko. Lekkoatletka powiedziała, ile chciała, według wielu komentatorów tylko pod naciskiem władz federalnych. Niemały wpływ miały też rosnące problemy finansowe byłej mistrzyni olimpijskiej. Jeden z amerykańskich sprinterów twierdzi po prostu: – Cała sprawa sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: ile mogę zyskać? Ludzie tacy jak ona nie stają przed lustrem i nie patrzą na siebie z obrzydzeniem z powodu wyrzutów moralnych.Jeśli miała w głowie jakiś obraz, to raczej ten z okładki „Vogue’a“, gdy pozowała do zdjęcia w czerwonej wytwornej sukience i była symbolem nowej kobiety, silnej, swobodnej i pewnej swych ogromnych możliwości. Taką Jones chciały widzieć media, taki obraz tworzyła ona sama. Życiorys miała taki, jak trzeba, by robić karierę w Ameryce. Trudne dzieciństwo w Los Angeles – ojciec George Jones opuścił matkę wkrótce po narodzinach córki. Matka, także Marion, z zawodu sekretarka medyczna i prawna, wkrótce wyszła za mąż po raz drugi, ale ojczym Ira Toler zmarł, kiedy Marion była jeszcze dzieckiem.
Wychowywana z przyrodnim bratem Albertem w Kalifornii wcześnie pokazała talent sportowy. Kroniki jej życia zaczynają się od opowieści, jak podekscytowana oglądaniem startów Florence Griffith-Joyner i Jackie Jonyer-Kersee w Seulu napisała na szkolnej tablicy wielkimi literami: „Będę mistrzynią olimpijską!“.Przez kilkanaście lat uprawiała z jednakowym zapałem lekką atletykę i koszykówkę. Została akademicką mistrzynią kraju w koszykówce w barwach uniwersytetu North Carolina. Już w 1992 roku mogła być rezerwową w sztafecie 4x100 na igrzyskach w Barcelonie, ale odmówiła, gdy się dowiedziała, że na start w finale nie ma co liczyć. Nie wystartowała także w Atlancie, choć była w reprezentacji koszykarskiej – na treningu złamała kość w stopie.
Podczas zajęć lekkoatletycznych na uczelni poznała w 1996 roku C. J. Huntera – kulomiota, brązowego medalistę mistrzostw świata. Ten związek studentki z siedem lat starszym instruktorem, rozwodnikiem, ojcem dwójki dzieci, nie podobał się w środowisku, ale po rezygnacji Huntera z posady przeszkody formalne zostały pokonane. Zaręczyli się i wkrótce Marion oświadczyła trenerowi drużyny uniwersyteckiej North Carolina, że rezygnuje z koszykówki. – Muszę zostać najszybszą kobietą na świecie – powiedziała.