Za rzekę przez eukaliptusowy las

Lekkoatletyka: Hajle Gebrselassie zakończył karierę biegacza. Teraz będzie biznesmenem, filantropem, może politykiem

Publikacja: 10.11.2010 00:21

Hajle Gebrselasje (w środku) to mistrz olimpijski na 10 km z Atlanty (1996) i Sydney (2000). Czterok

Hajle Gebrselasje (w środku) to mistrz olimpijski na 10 km z Atlanty (1996) i Sydney (2000). Czterokrotny mistrz świata na tym dystansie

Foto: Fotorzepa

Do minionej niedzieli nikt mu nie liczył lat. Wiadomo, że miał astmę, że coraz częściej męczyły go kontuzje. Ale przyzwyczaił świat, że jak już wystartuje, to mogą się dziać rzeczy wielkie.

Był gwiazdą tegorocznego maratonu nowojorskiego. Dzień przed startem kolano znów zabolało. Amerykańscy lekarze prześwietlili, wbili strzykawki i dali pozwolenie na bieg. Noga wytrzymała do 25. kilometra.

Podczas konferencji prasowej, zamiast znanego uśmiechu dziennikarze zobaczyli łzy w oczach 37-letniego mistrza i nagle usłyszeli: – Nigdy wcześniej nie myślałem o wycofaniu się. Dziś był ten pierwszy raz. Rozmawiałem o tym tylko ze sobą. Tak, jestem nieszczęśliwy, pewnie was to trochę szokuje, lecz potem nie będę się więcej żalił. To dobry moment na odejście. Pozwólcie, że zajmę się inną pracą, dajmy szansę młodszym...

Budował swą legendę ponad 20 lat. Nieraz przekraczał granice wyobraźni, gdy bił rekordy świata na dystansach od 1500 m do maratonu (ustanowił ich 27), gdy zdobywał medale olimpijskie i zostawał mistrzem świata. Najbardziej dumny był z wyniku w Berlinie, gdy przebiegł 42 km i 195 m w czasie 2:03.59. To było zaledwie dwa lata temu.

[srodtytul]Honorowi szeregowcy[/srodtytul]

W kraju, gdzie sławnymi sportowcami zostają tylko biegacze, porównania do Bikili Abebe, mistrza olimpijskiego z Rzymu i Tokio, są oczywiste, ale Abebe lub Mamo Wolde byli dla niego pięknymi symbolami – on na własne oczy zobaczył Mirutsa Yiftera i wystarczyło, by poczuł powołanie.

Na początku była droga do szkoły: 10 kilometrów z książkami pod pachą w jedną stronę, tyle samo w drugą. Codziennie. Przez las eukaliptusowy, rzekę, w porze deszczowej przez błoto niemal nie do przebycia, w czasie suszy obok szkieletów padłych zwierząt.

Jeden z dziesięciorga rodzeństwa. Miał pracować na farmie ojca, uprawiać kukurydzę i ryż albo uczyć się na lekarza lub inżyniera. Wolał biegać. Był jednym z wielu, którzy dostali się do centralnie sterowanego systemu szkolenia. Wdrożył go architekt lekkoatletycznych sukcesów Etiopii, naczelny trener Woldemeskel Kostre, absolwent pedagogiki sportu, którą studiował w latach komunizmu na Węgrzech.

System działał powoli, ale produkował (i dalej produkuje) bohaterów bieżni. Kostre zbierał talenty w stolicy, w klubach wojskowych lub policyjnych. Dawał grosze na przeżycie (tzw. calories money) i układał plany treningowe. Najlepsi dostawali honorowy stopień szeregowca i pozwolenie na starty międzynarodowe, w zamian za udział w dochodach.

Centralna władza nie była pozorna. Jeszcze niedawno, przed igrzyskami w Sydney (2000), Kostre potrafił zabronić Gebrselassie samodzielnego wyjazdu na olimpiadę i groził wyrzuceniem z ekipy.

Drogą do niezależności biegacza stały się kolejne zwycięstwa i mądre inwestycje. W niszczonej przez susze, powodzie i wewnętrzne konflikty rozpaczliwie biednej Etiopii, każdy dolar włożony w biznes, dawał wysoki zwrot. – Mogłem zrobić to wszędzie, ale wolałem budować w ojczyźnie. Dawać miejsca pracy, a nie rozdawać jedzenie – opowiadał Gebrselassie o swym pomyśle na pomaganie rodakom.

Jest właścicielem dwóch biurowców w Addis Abebie. W jednym mieści się biuro narodowych linii lotniczych, oddział UPS, kawiarnia (Olympic Café prowadzi starszy brat Zergaw) i jego firma budowlana. Sprzedaje także samochody.

Zbudował pierwsze prywatne i najnowocześniejsze kino w kraju Alem Cinema pokazujące tylko etiopskie filmy. Obok jest Alem Fitness Centre – sala gimnastyczna, z której sam także korzysta.

Alem to imię żony, z którą ma trzy córki i syna. Z nią prowadzi także biznes budowlany. Postawił dwie szkoły, buduje następne, kończy ośrodek wypoczynkowy niedaleko stolicy, w Awassie, z pięciogwiazdkowym hotelem. Zatrudnia kilkaset osób, może już tysiąc, bo firmy rosną.

Jego dom na wzgórzu z zapierającym dech widokiem na stolicę, tarasami, basenem i garażami z najnowszymi modelami mercedesów kosztował 1,5 mln dolarów. Budował go trzy lata. Jest w nim szklana sala, a w niej medale, puchary, stroje z igrzysk oraz pierwsze adidasy, jakie dostał od brata.

Na ścianie portret cesarza Hajle Selassie. – Podziwiam go i kocham – mówi zwiedzającym. W innych pokojach pokazuje dzieła sztuki, a także fortepian, na którym czasem gra.

[srodtytul]Być jak Mandela[/srodtytul]

Przyjmuje w posiadłości dziennikarzy, ale także młodzież z Etiopii i Kenii, którą wspiera w ramach własnego programu pomocy talentom. Wymyślił i utrzymuje Wielki Bieg Etiopski – największą imprezę biegową w Afryce. Angażuje się w rozwój kraju na wiele sposobów, był także w Radzie Starszych, która negocjowała porozumienie stron podczas konfliktu parlamentarnego w 2005 roku.

Pytany o przyszłość w polityce nie potwierdza tych pogłosek i nie zaprzecza. Ale nikt nie wątpi, że jego możliwości sięgają najwyższych urzędów. Wzór polityka: Nelson Mandela. Poznali się w 1996 roku. – Nauczył mnie spokoju, nauczył wybaczania – powtarza.

Pierwszy film o nim („Wytrzymałość” w 1999 r.) i pierwszą biografię („Największy” w 2004 r.) nakręcono i napisano chyba trochę za wcześnie.

Lekkoatletyka
Lekkoatletyczny gwiazdozbiór już w sobotę w Łodzi. Czas na ORLEN Cup 2025!
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Lekkoatletyka
Copernicus Cup. Gwiazdy wystąpią w Toruniu
Lekkoatletyka
Orlen Cup. Natalia Bukowiecka zmienia dystans, zmierzy się z Ewą Swobodą
Lekkoatletyka
„Gwiazdy kontra gwiazdy”. Mistrzowskie pojedynki na Orlen Cup 2025
Lekkoatletyka
Bogaty rok lekkoatletów. PZLA ratyfikował 88 rekordów Polski