Do minionej niedzieli nikt mu nie liczył lat. Wiadomo, że miał astmę, że coraz częściej męczyły go kontuzje. Ale przyzwyczaił świat, że jak już wystartuje, to mogą się dziać rzeczy wielkie.
Był gwiazdą tegorocznego maratonu nowojorskiego. Dzień przed startem kolano znów zabolało. Amerykańscy lekarze prześwietlili, wbili strzykawki i dali pozwolenie na bieg. Noga wytrzymała do 25. kilometra.
Podczas konferencji prasowej, zamiast znanego uśmiechu dziennikarze zobaczyli łzy w oczach 37-letniego mistrza i nagle usłyszeli: – Nigdy wcześniej nie myślałem o wycofaniu się. Dziś był ten pierwszy raz. Rozmawiałem o tym tylko ze sobą. Tak, jestem nieszczęśliwy, pewnie was to trochę szokuje, lecz potem nie będę się więcej żalił. To dobry moment na odejście. Pozwólcie, że zajmę się inną pracą, dajmy szansę młodszym...
Budował swą legendę ponad 20 lat. Nieraz przekraczał granice wyobraźni, gdy bił rekordy świata na dystansach od 1500 m do maratonu (ustanowił ich 27), gdy zdobywał medale olimpijskie i zostawał mistrzem świata. Najbardziej dumny był z wyniku w Berlinie, gdy przebiegł 42 km i 195 m w czasie 2:03.59. To było zaledwie dwa lata temu.
[srodtytul]Honorowi szeregowcy[/srodtytul]