Halowe ME: Smutny uśmiech w lustrze Turcji. „Stambuł żyje, ale jego serce jest martwe”

Turcy zorganizowali halowe mistrzostwa Europy, choć ich kraj nie dźwignął się z kolan po trzęsieniu ziemi, a mieszkańcy Stambułu żyją w strachu. Sportowcy dali im kilka chwil uśmiechu. Nie zawiedli Polacy, błyszczały głównie panie.

Publikacja: 05.03.2023 21:53

Ceremonia otwarcia mistrzostw Europy była cicha i skromna, a wydarzenia towarzyszące ograniczono do

Ceremonia otwarcia mistrzostw Europy była cicha i skromna, a wydarzenia towarzyszące ograniczono do minimum

Foto: OZAN KOSE / AFP

Korespondencja ze Stambułu
Wiedzą, że to się znów wydarzy. Zawsze wiedzieli, olbrzymie trzęsienie ziemi eksperci wróżą przecież Stambułowi od lat. Teraz ten strach, spychany przez wielu głęboko do podświadomości, stał się namacalny za sprawą tragedii, do której doszło na południu kraju – w jednym z jego najczulszych punktów.

Kakofonia Stambułu brzmi dziś niepokojem, odwieczny brud ulic pogłębia poczucie schyłku. Ludzie się boją. Są jednocześnie smutni i wściekli.

Sencer jest przekonany, że gdyby ziemia zatrzęsła się jutro, prawdopodobnie zginąłby pod gruzami. Stambuł widzi jako architektoniczny bubel, a Recep Erdogan kilka lat temu liberalizował przecież przepisy dotyczące kontroli budowlanych i pozwolił na legalizację obiektów wzniesionych z naruszeniem prawa. – Był dumny. Zrobił z zalewu nowych budynków etykietkę swoich rządów – mówi.

Czytaj więcej

Wybory w Turcji 14 maja. Erdogan chce być jak Atatürk

Noor nazywa Stambuł potworem. Przeraża ją, że wiele budynków postawiono tak blisko siebie, a sytuacji nie ułatwia to, że miasto jest rozpięte na siedmiu wzgórzach. Sencer dodaje, że wielu jego przyjaciół chce uciekać, ale o przeprowadzkę trudno, bo praca jest tutaj. – Ludzie zaczęli myśleć o przyszłości, planują zmiany, ale to niełatwe – potwierdza Yavuz.

Turcja jest wkurzona

20-milionowe miasto jest podobno lustrem całego kraju. Mieszka tu co czwarty Turek. Niemal każdy z nich ma rodzinę lub przyjaciół także w innej części kraju. Słyszymy, że to, co mówi ulica Stambułu, oddaje stan duszy całej Turcji.

– Minęło od trzęsienia ziemi kilka tygodni i choć miasto wciąż żyje, to mam wrażenie, że jego serce jest martwe – przyznaje Mesut.

Czytaj więcej

Turcja: 11 tys. wstrząsów wtórnych, już ponad 45 tys. ofiar trzęsienia ziemi

Sencer wierzy, że tak jak trzęsienie ziemi z 1999 roku wyniosło Erdogana do władzy, tak to ostatnie go z prezydenckiego fotela strąci.

– Ludzie się boją i ludzie są wkurzeni, bo widzą, że nikt nie poniósł konsekwencji za ostatnie wydarzenia – przekonuje. Yavuz wyjaśnia, że czasem niełatwo zrozumieć wybory polityczne Turków, ale trudno za tragedię winić kogoś innego niż tych, którzy rządzą od lat.

Noor opowiada, że najpierw dominowały u ludzi smutek oraz poczucie solidarności. Dziś wypiera je oburzenie. – Wielu obwinia nie tyle Erdogana, ile architektów i budowlańców, którzy łamali przepisy – mówi. – Ból i szok wciąż są tak świeże, że dopiero przyszłość pokaże, jak bardzo zmieni się Turcja – uważa Yavuz.

Wszyscy podkreślają, że choć przez lata słyszeli przestrogi naukowców, to dopiero teraz nabrały one realnych kształtów. – Tutaj w ciągu kilku sekund zginęłoby kilkaset tysięcy ludzi – przekonuje Sencer. Yavuz podkreśla, że zawiodły instytucje. – Mogliśmy się tego spodziewać, bo jesienią organizowano ćwiczenia na wypadek trzęsienia i wyszły fatalnie – dodaje.

Wszyscy pracują przy organizacji halowych mistrzostw Europy. Mówią, że choć kraj wciąż wstaje z kolan i ludzie się boją, to trzeba żyć dalej.

Kayhan Ozer nawet w Stambule wystartował. Awansował do półfinału biegu na 60 metrów, choć nie umiał skupić się na treningu. Nie mógł pić, nie mógł spać. Teraz pojedzie w rodzinne strony, do Adany, żeby pomagać ofiarom.

Czytaj więcej

Trzęsienie ziemi w Turcji. Spod gruzów wydobyto żywego konia

Biegaczka Emine Hatun Mechaal opowiadała, że wylała już wszystkie łzy, bo straciła w trzęsieniu ziemi kilkudziesięciu znajomych i przyjaciół. Ją w finale rywalizacji na 3000 m – była 13. – obserwowali z trybun ojciec i brat. Obaj ze złamanymi nogami. Ozer także stracił bliskich. – Każdego z nas to spotkało i wciąż się boimy. Słyszymy ekspertów i czujemy, że kolejne trzęsienia nadchodzą – mówi „Rz”.

Rzeka łez na podium

Erdogan dziesięć lat temu z pompą otwierał Atakoy Arenę wybudowaną specjalnie na halowe mistrzostwa świata. Teraz impreza była poza jego radarem, bo kiedy trzęsie się ziemia, sport przestaje być istotny nawet dla polityków.

Niewykluczone, że gdyby zawody miały rozpocząć się tydzień albo dwa wcześniej, prezydent po prostu wykreśliłby je z kalendarza.

– Długo zastanawialiśmy się, czy w ogóle powinny się odbyć, ale ostatecznie wszystkie strony uznały, że mogą dać przecież odrobinę radości i nadziei – mówił szef europejskiej federacji lekkoatletycznej Dobromir Karamarinov. Już wcześniej zapowiedział rezygnację z lokalnej promocji imprezy oraz ograniczenie do minimum wydarzeń towarzyszących. Odwołano święto, został sam sport.

Niektórzy mówią, że choć Stambuł po trzęsieniu ziemi wciąż żyje, to jego serce jest martwe

Ze zrozumieniem do sytuacji podeszli sami zawodnicy. – Trudno znaleźć mi słowa, które mogłyby Turków pocieszyć – przyznaje w rozmowie z „Rz” mistrz Europy w biegu na 400 m Karsten Warholm. – Mogę tylko mieć nadzieję, że mistrzostwa dadzą im odrobinę uśmiechu i zwrócą uwagę świata na to, co się tu dzieje oraz pomogą w organizowaniu pomocy dla ofiar i ich rodzin.

Ceremonia otwarcia była skromna, może jej najważniejszym elementem okazała się minuta ciszy. „Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci, niezależnie od miejsca” – głosił napis nad trybunami. Organizatorzy w wielu miejscach wywiesili kiry, a europejska federacja obiecała euro z każdego biletu na ofiary trzęsienia ziemi.

Kibice 7-tysięczny obiekt podczas wieczornych sesji wypełniali w połowie, choć kontrastujące z szarością bieżni kolorowe krzesełka sprawiały wrażenie, jakby obiekt pękał w szwach.

Dużo było w ludziach i refleksji, i emocji. Stambuł odwiedziło blisko 600 sportowców z 47 krajów, ale uwagę miejscowych ogniskowały raczej występy lokalnych bohaterów. Pozostałych dopingowali głównie koledzy z kadry.

Karateka ze złotem

Stambuł odwiedziło kilku mistrzów olimpijskich z Tokio i niemal wszystkie te gwiazdy świeciły jasnym blaskiem. Nie zawiedli ci, których gospodarze typowali na najważniejsze postacie imprezy.

Czytaj więcej

Adrianna Sułek we łzach po srebrze. „Ona będzie wielka”

Ozłocili się więc w Stambule pięcioboistka Nafissatou Thiam, trójskoczek Pedro Pichardo, skaczący w dal Miltiadis Tentoglou czy biegacze: Jakob Ingebrigtsen, Karsten Warholm, Mujinga Kambundji oraz Femke Bol.

Były konkurencje stojące na niezłym poziomie, ale i takie, które rozczarowały – także ze względu na nieobecność czołowych zawodników. Bohaterka gospodarzy Tugba Danismaz okrasiła wprawdzie złoto w trójskoku rekordem Turcji, ale jej zwycięski wynik (14,31 m) był centymetr słabszy od minimum kwalifikacyjnego na samą imprezę. Sprawiła niespodziankę, wykorzystując słabość rywalek. Na podium z jej oczu popłynęła rzeka łez.

Największą sensację mistrzostw wywołał prawdopodobnie bieg na 60 metrów mężczyzn.

Czytaj więcej

Jarosława Machuczych: Sportowcy z Rosji popierają ludobójstwo

23-letni Włoch Samuele Ceccarelli – pochodzący z Toskanii niedoszły adwokat, syn prawnika i wnuk bramkarza z przeszłością w Serie A, który przez siedem lat trenował karate – wyprzedził rodaka Marcella Jacobsa. Mistrz olimpijski biegał z urazem.

Sezon halowy przed mistrzostwami zakończył tyczkarz Armand Duplantis. Reszta reprezentacji Szwecji odwiedziła Stambuł, choć tamtejsze media informowały, że udział lekkoatletów w zawodach - ze względu na napięte stosunki między krajami – wcale nie jest pewny.

– Przyjechaliśmy, jak na każdą inną imprezę i jak zawsze jest z nami oficer bezpieczeństwa. Nic się nie zmieniło. To był temat głównie dla mediów – wyjaśnia „Rz” oficer prasowy Niclas Green.

Najważniejszą imprezę zimy w domu obejrzeli Rosjanie i Białorusini. To żadna nowość, ci pierwsi od lat są w lekkoatletycznym świecie na bocznym torze.

Swoje dobre chwile przeżywali za to Ukraińcy. Skromna, dziesięcioosobowa kadra dała rodakom dużo radości.

Brąz w pchnięciu kulą był dla Romana Kokoszki takim przeżyciem, że gigant po ostatniej próbie padł na bieżnię i długo się nie podnosił. Najważniejszą twarzą lekkoatletycznej Ukrainy pozostała jednak Jarosława Machuczych, która zdobyła złoto w skoku wzwyż. Niektórzy mieli nawet nadzieję na żółto-niebieskie podium, ale zwyciężczynię i Katerynę Tabasznyk rozdzieliła Holenderka Britt Weerman, a Julia Lewczenko była piąta. Wszystkie zgodnie przyznają, że do Stambułu przyleciały jako ambasadorki swojego kraju.

Krótki rekord świata

Bohaterkami polskiej kadry także okazały się kobiety. Ewa Swoboda była już na halowych mistrzostwach druga i pierwsza, a teraz srebrem potwierdziła, że w biegu na 60 metrów jest jedną z najlepszych Europejek, choć w dniu startu od rana zmagała się z problemami żołądkowymi.

Finisz biegu na 60m. Pierwsza z lewej Ewa Swoboda. Druga z prawej triumfatorka, Mujinga Kambundji ze

Finisz biegu na 60m. Pierwsza z lewej Ewa Swoboda. Druga z prawej triumfatorka, Mujinga Kambundji ze Szwajcarii

Foto: EPA/Erdem Sahin

Dobiegła szczęśliwa, w przeciwieństwie do Adrianny Sułek, która także stanęła na środkowym stopniu podium.

Pięcioboistka przez sześć i pół sekundy była rekordzistką świata. Pobiła lub wyrównała rekord życiowy w każdej konkurencji, na metę biegu na 800 metrów dosłownie padła. Jej wynik (5014 pkt) był lepszy od halowego rekordu globu, ale tuż po niej z rezultatem 5055 pkt finiszowała dwukrotna mistrzyni olimpijska w siedmioboju, Belgijka Thiam.

– Nikt nie pamięta drugich miejsc. Popatrzcie, czy ja jestem szczęśliwa? Przyjechałam przecież po rekord świata i zwycięstwo. Zdobyłam kolejny medal, ale znowu nie złoty… Trener jest tak samo smutny jak ja. Tylko wy się cieszycie – wypaliła do dziennikarzy, a później zapowiedziała, że „WR” („World Record” – „Rekord świata”) dopisze sobie na medalu markerem.

Jej pojedynek z Thiam oglądała poprzednia rekordzistka świata, Ukrainka Natalija Dobrynska. – Wiedziałam, że mój wynik zostanie pobity – przyznaje w rozmowie z „Rz”. – Thiam ma doświadczenie, Sułek imponuje charakterem. Na mecie biegu właściwie umarła. To także zdolność. Sportowcy, którzy potrafią tak robić, na pewno będą w przyszłości wielcy.

– Mamy medal, ale też niedosyt. Ada płakała – mówi Marek Rzepka, który pracuje z Sułek od nieco ponad roku. Wcześniej, po śmierci pierwszego trenera Wiesława Czapiewskiego, jej charakter próbowali okiełznać Michał Modelski i Marek Kubiszewski. Dopiero jemu zaufała.

Sułek już kilka miesięcy temu, po czwartym miejscu mistrzostw świata, pobiegła na rundę honorową z broniącą wówczas tytułu Katariną Johnson-Thompson. – Powiedziała mi, że jestem wschodzącą gwiazdą. Już nie czuję się tą młodą z Polski. Jeśli uniknę kontuzji, będę w czołówce do końca kariery – mówiła.

Łzy Adrianny Sułek po zakończonej rywalizacji wieloboistek

Łzy Adrianny Sułek po zakończonej rywalizacji wieloboistek

Foto: YASIN AKGUL / AFP

Srebro jest dla Sułek porażką, Sofia Ennaoui każdy krążek traktuje jak nagrodę. Zdobyła brąz w biegu na 1500 m, choć wcześniej przez trzy lata gnębiły ją urazy. Medal tego samego koloru padł łupem Anny Kiełbasińskiej. Ona na 400 metrów przegrała tylko z Holenderkami Femke Bol i Lieke Klaver. Wszystkie medalistki trenuje ten sam człowiek, szwajcarski szarlatan sprintu Laurent Meuwley.

Holenderki wygrały także sztafetę. Polki, w bardzo rezerwowym składzie, były trzecie. - Wiedziałyśmy, że nic nie musimy. To prezent na Dzień Kobiet - mówi Marika Popowicz-Drapała, która biegła na tym dystansie w hali po raz drugi w życiu.

Wśród mężczyzn błysnął Dominik Kopeć. Jemu do brązu w biegu na 60 metrów zabrakło centymetra. Honor panów medalami zdobytymi w ostatniej sesji zawodów uratowali tyczkarz Piotr Lisek i płotkarz Jakub Szymański. Obaj wywalczyli po srebrze, dzięki czemu nasza kadra wróci do kraju z siedmioma krążkami.

Czytaj więcej

Trzy medale Polaków w Stambule. Panowie biorą srebro

Tegoroczny dorobek polskiej reprezentacji to nasz najsłabszy wynik podczas halowych mistrzostw Europy od 2013, ale wielu zawodników zrezygnowało tej zimy ze startów. Impreza w Stambule była jedynie przygrywką do sezonu letniego oraz początkiem długiego rozbiegu do najważniejszego skoku – na przyszłoroczne igrzyska w Paryżu.

Korespondencja ze Stambułu
Wiedzą, że to się znów wydarzy. Zawsze wiedzieli, olbrzymie trzęsienie ziemi eksperci wróżą przecież Stambułowi od lat. Teraz ten strach, spychany przez wielu głęboko do podświadomości, stał się namacalny za sprawą tragedii, do której doszło na południu kraju – w jednym z jego najczulszych punktów.

Kakofonia Stambułu brzmi dziś niepokojem, odwieczny brud ulic pogłębia poczucie schyłku. Ludzie się boją. Są jednocześnie smutni i wściekli.

Pozostało 96% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Lekkoatletyka
Armand Duplantis kontra Karsten Warholm. Pojedynek, jakiego nie było
Lekkoatletyka
„Biegowe 360 stopni” znów w Zakopanem. „Największa dawka wiedzy dla ludzi kochających bieganie”
Lekkoatletyka
15. Festiwal Biegowy. Trzy dni rywalizacji i dobrej zabawy
Lekkoatletyka
Ostatnia prosta medalistki. Natalia Kaczmarek sezon zakończy w Polsce