Wicemistrzyni świata z Ukrainy: To może wciąż tylko zły sen

- Mieszkam w Kijowie, mamy tam swój „war-life balance”, ale czasem wciąż mam wrażenie, że żyjemy w jakimś koszmarze i to wszystko tylko zły sen - mówi Julia Lewczenko. Wicemistrzyni świata w skoku wzwyż (2017) jest jedną z faworytek halowych mistrzostw Europy.

Publikacja: 03.03.2023 11:16

Julia Lewczenko

Julia Lewczenko

Foto: PAP, Andrzej Grygiel

Korespondencja ze Stambułu

"Rzeczpospolita": Trzy Ukrainki awansowały do finału konkursu skoku wzwyż - obok pani także Jarosława Mahuczych i Kataryna Tabasznyk. Czego możemy spodziewać się w niedzielę?

Julia Lewczenko: Jestem zadowolona z wyniku i cieszę się, że awansowałyśmy, choć jak zawsze było nerwowo, bo poziom skoku wzwyż jest w Europie wysoki. Teraz chcemy dać z siebie wszystko - to chyba jasne. Każdy zaczyna jednak finał od zera. Nie chcemy mówić o nadziejach czy marzeniach. Jesteśmy tutaj, aby wykonać swoją pracę. Chyba najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wciąż żyjemy…

Czytaj więcej

Szef federacji lekkoatletycznej Ukrainy: Bubka siedzi cicho

Szef waszej federacji, Jewhen Pronin mówił, że występy sportowców są bardzo ważne - także dla morale żołnierzy walczących o wolność kraju. Też tak to odbieracie?

Jestem wdzięczna za jego słowa i pracę oraz wsparcie ludzi z całego świata. Jeszcze w ubiegłym roku sama nie wiedziałam, co robić i jak się zachowywać. Myślałam: „O Boże, bawię się w sport, skaczę na zawodach, a w moim kraju toczy się wojna”. Nie umiałam się w tym odnaleźć, ani właściwie przygotować, bo starty zawsze były dla mnie rodzajem święta. Miałam mętlik w głowie.

To się zmieniło?

Wiem, jak ważne dla Ukraińców jest śledzenie naszych występów, choć wciąż nie umiem skupiać się tylko na sporcie. Jesteśmy przecież w Turcji, gdzie kilkadziesiąt tysięcy osób zginęło niedawno w trzęsieniu ziemi, a w Ukrainie wciąż trwa wojna. Dojrzałam chyba jednak do tego, żeby podczas samej imprezy koncentrować się na starcie. Podobne rozterki towarzyszą dziś chyba wielu sportowcom.

Mamy w Kijowie pewien „war-life balance”. Jednego dnia przecież wstaję, idę normalnie na trening albo jadę na zawody, a kolejnego słyszę alarm i uciekam do schronu.

Julia Lewczenko

Gdzie pani trenuje?

Cały czas mieszkam w Kijowie i tam trenuję. Niektórzy tego nie rozumieją, ale mamy tam pewien „war-life balance”. Jednego dnia przecież wstaję, idę normalnie na trening albo jadę na zawody, a kolejnego słyszę alarm i uciekam do schronu. Czasem wciąż mam wrażenie, że żyjemy w jakimś koszmarze i to wszystko tylko zły sen. Dziś nie umiem stwierdzić, czy byłabym w stanie rywalizować na igrzyskach z Rosjanami i Białorusinami. Mam nadzieję, że czas przyniesie odpowiedź.

Lekkoatletyka
Nadzieja na zielonej bieżni. Polski mistrz przegrał z gorączką
Lekkoatletyka
Tomasz Majewski: Świat jest podzielony
Lekkoatletyka
Przegląd kadr na ostrym wirażu. Startuje impreza zimy
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji