9,58: rekord nie z tej ziemi

To był weekend: rekord świata w sprincie, srebro Tomasza Majewskiego, sensacyjny brąz Kamili Chudzik

Aktualizacja: 17.08.2009 11:52 Publikacja: 17.08.2009 04:04

Usain Bolt w 9,58 s zarobił 160 tysięcy dolarów: 60 za złoty medal, 100 za rekord świata na 100 metr

Usain Bolt w 9,58 s zarobił 160 tysięcy dolarów: 60 za złoty medal, 100 za rekord świata na 100 metrów. A za metą obiecywał łamanie kolejnych barier. Chce dojść do 9,40. – I myślę, że zatrzymam się na tym wyniku – mówił

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki Roman Bosiacki

Bolt niczego nie obiecywał, długo skrywał moc, ale jak już ruszył po strzale startera, to prawie 60 tysięcy ludzi stanęło z otwartymi ustami. Rekord wynosi od wczoraj 9,58 s. To był skok o 0,11 s, największy od 1968 roku, czyli od wprowadzenia pomiarów elektronicznych.

Nie ma co wracać do eliminacji i półfinałów. Nie miały żadnego znaczenia. W finale Bolt po paru metrach zaczął wysuwać się przed Tysona Gaya, a Amerykanin wyprzedzał Asafę Powella. I tak do mety – każdy biegł swoim tempem. Różnym. Wzrok przyciągał tylko jeden człowiek i jego lśniące w reflektorach pomarańczowe buty. Dziesięć metrów przed metą zerknął w prawo, Gaya nie było. Potem w lewo, na zegar. Nie zwolnił, pędził do ostatniego metra, goniony okrzykiem stadionu.

[srodtytul]Droga Bolta[/srodtytul]

Dopiero po długiej chwili zapytano, kto był drugi. Gay był dobrze przygotowany, ustanowił świetny rekord USA – 9,71, trzeci Powell też był silny, ale czas 9,84 dziś nikogo nie zafascynuje. – Byłem pewien, że rekord poprawię, jeśli pobiegnę perfekcyjnie – mówił bohater mistrzostwa za metą. Cieszył się z widzami długo, w końcu podzielił się władzą nad stadionem z medalistkami siedmioboju i pchnięcia kulą. W obu konkurencjach srebro zdobyły Niemki, więc stadion chętnie współpracował.

Nieważne co Bolt zrobi na 200 m i w sztafecie. Już zapewnił mistrzostwom sławę. Kolejna bariera została złamana, kolejny zachwyt tłumów zamieni się w pieniądze dla mistrza, za parę miesięcy świat zapyta o ciąg dalszy. Usain Bolt za metą uściskał mamę, siedziała dumna w pierwszym rzędzie. Przed mistrzostwami mama się skarżyła na lokalne władze, liczyła na sukces syna, chciała, by w rodzinnej miejscowości rekordzisty pojawiła się w końcu utwardzona droga.

[srodtytul]Srebro, które dręczy[/srodtytul]

Dwa polskie medale po dwóch dniach – to też brzmi dobrze, chociaż Tomasz Majewski po konkursie chodził zły na to srebro. Siedmioboistka Kamila Chudzik - przeciwnie, była zachwycona brązem, którego nikt się nie spodziewał.

Było co oglądać w walce kulomiotów. Od pierwszej próby Christiana Cantwella, do ostatniej Polaka. Nasz mistrz olimpijski ustawił się od razu na miejscu dającym medal. Przez dwie kolejki był drugi, potem trzeci, gdy Niemiec Ralf Bartels wyprzedził go o centymetr. A potem Majewski pchnął 21,91 i został liderem. BDo piątego rzutu Cantwella czuł złoto na szyi. Kula Amerykanina poleciała jednak jeszcze dalej, za granicę 22 m. Po konkursie zobaczyliśmy Majewskiego w wielkiej złości, usłyszeliśmy opis zdarzeń gęsto przetykany grubym słowem. Polski miotacz miał jednak pretensje tylko do siebie. Nie do świata, pogody czy rywali. Może dlatego oceniał się tak surowo.

Można szukać tłumaczeń dla mistrza olimpijskiego, ale on ich nie potrzebuje. Wolał nazwać srebro porażką i myśleć o rewanżu. Warto było posłuchać Cantwella w Berlinie, analogie są oczywiste. – Nigdy nie usunąłem z pamięci porażki z Pekinu i wcale nie chciałem jej usuwać. Wtedy byłem naprawdę wściekły, ale dziś zdaję sobie sprawę z wagi tamtego medalu – mówił.

[srodtytul]Dziś trzy szanse[/srodtytul]

Cantwell dodał też słowo o dziedzictwie, w tym przypadku to sprawa amerykańskiego dziedziczenia tytułu mistrza świata po Adamie Nelsonie i Reesie Hoffie. Cantwell ma 28 lat, tyle samo co Majewski, ich rywalizacja jeszcze trochę potrwa, bo siła po trzydziestce nie przechodzi.

Tomasz Majewski pojawił się jeszcze raz na Stadionie Olimpijskim. W niedzielę wieczorem odebrał srebrny medal. Wysłuchał amerykańskiego hymnu i pierwszy raz poczuł, że srebro mistrzostw świata nie daje sławy. Chwilę po dekoracji ochroniarz nie chciał go wpuścić bez akredytacji (ale z medalem na szyi) na stanowisko Telewizji Polskiej.

Dziś trzy polskie finały, w dwóch można myśleć o medalach, choć może nie o złotych. Szymon Ziółkowski rozpocznie konkurs rzutu młotem o 18.05. W eliminacjach dalej od niego rzucił tylko jeden młociarz – Węgier Krisztian Pars, tegoroczny lider list światowych. Pozostali potwierdzili znaną prawdę, że młociarze to ludzie nerwowi.

O 18.45 zacznie się konkurs tyczkarek, w którym zobaczymy dwie Polki z szansami na medal – Monikę Pyrek i Annę Rogowską. Eliminacje okazały się trudne, najlepsze musiały skoczyć 4,55. Więcej strachu było o Rogowską, bo parę dni temu na treningu w Leverkusen u Leszka Klimy skręciła prawą kostkę. Noga jednak przestaje boleć. W finale biegu na 3000 m z przeszkodami (o 20.30) biegnie Katarzyna Kowalska. Jak dobrze pójdzie, to będzie w ósemce i zdobędzie ministerialne stypendium.

[i]Krzysztof Rawa z Berlina[/i]

[ramka][b]Medaliści[/b]

[srodtytul]Kobiety[/srodtytul]

[b]10 000 m [/b]

1. Linet Chepkwemoi Masai (Kenia) 30.51,24

2. Meselech Melkamu (Etiopia) 30.51,34

3. Wude Ayalew (Etiopia) 30.51,95

[b]Chód 20 km[/b]1. Olga Kaniskina (Rosja) 1:28.09

2. Olive Loughnane (Irlandia) 1:28.58

3. Liu Hong (Chiny) 1:29.10

[b]Siedmiobój[/b]

1. Jessica Ennis (W. Brytania) 6731 pkt

2. Jennifer Oeser (Niemcy) 6493

3. Kamila Chudzik (Polska) 6471

[b]Kula[/b]

1. Valerie Vili (Nowa Zelandia) 20.44 m

2. Nadine Kleinert (Niemcy) 20.20

3. Gong Lijiao (Chiny) 19.89

[srodtytul]Mężczyźni[/srodtytul]

[b]100 m[/b]

1. Usain Bolt (Jamajka) 9.58 s (rekord świata)

2. Tyson Gay (USA) 9.71

3. Asafa Powell (Jamajka) 9.84

4. Daniel Bailey (Antigua i Barbuda) 9.93

5. Richard Thompson (Trynidad i Tobago) 9.93

6. Dwain Chambers (W. Brytania) 10.00

7. Marc Burns (Trynidad i Tobago) 10.00

8. Darvis Patton (USA) 10.34

[b]Chód 20 km[/b]

1. Walery Borczyn (Rosja) 1:18.41

2. Wang Hao (Chiny) 1:19.06

3. Eder Sanchez (Meksyk) 1:19.22

[b]Kula [/b]

1. Christian Cantwell (USA) 22,03

2. Tomasz Majewski (Polska) 21,91

3. Ralf Bartels (Niemcy) 21,37[/ramka]

Bolt niczego nie obiecywał, długo skrywał moc, ale jak już ruszył po strzale startera, to prawie 60 tysięcy ludzi stanęło z otwartymi ustami. Rekord wynosi od wczoraj 9,58 s. To był skok o 0,11 s, największy od 1968 roku, czyli od wprowadzenia pomiarów elektronicznych.

Nie ma co wracać do eliminacji i półfinałów. Nie miały żadnego znaczenia. W finale Bolt po paru metrach zaczął wysuwać się przed Tysona Gaya, a Amerykanin wyprzedzał Asafę Powella. I tak do mety – każdy biegł swoim tempem. Różnym. Wzrok przyciągał tylko jeden człowiek i jego lśniące w reflektorach pomarańczowe buty. Dziesięć metrów przed metą zerknął w prawo, Gaya nie było. Potem w lewo, na zegar. Nie zwolnił, pędził do ostatniego metra, goniony okrzykiem stadionu.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Lekkoatletyka
Ewa Swoboda zgubiła radość. „Nic mnie nie cieszy, biegania już nie kocham”
Lekkoatletyka
Orlen Cup. Jakub Szymański pobił rekord Polski i poczuł się mocarzem
Lekkoatletyka
Być jak Grant Holloway. Polski płotkarz Jakub Szymański najszybszy na świecie
Lekkoatletyka
Orlen Cup nadzieją na rekordy. Polacy dużo chcą, ale niczego nie obiecują
Lekkoatletyka
Lekkoatletyczny gwiazdozbiór już w sobotę w Łodzi. Czas na ORLEN Cup 2025!