Guor Marial, maratończyk startujący pod flagą olimpijską

Guor Marial przeżył wojnę domową, dwa porwania i pracę przymusową. Znalazł drogę na igrzyska. Będzie jednym z czwórki sportowców startujących pod flagą z pięcioma kolorowymi kołami

Aktualizacja: 29.07.2012 15:02 Publikacja: 28.07.2012 01:01

Guor Marial, maratończyk startujący pod flagą olimpijską

Foto: AFP

Jest maratończykiem z Sudanu Południowego, kraju, w którym nie ma komitetu olimpijskiego. Pobiegnie w niedzielę 12 sierpnia, w ostatnim dniu igrzysk. Pewnie nie wygra ze świetnymi Kenijczykami czy Etiopczykami, ale warto mu kibicować. Warto też wiedzieć, kim jest – jednym z „zaginionych chłopców z Sudanu". Kilka lat temu nazwano tak liczone w setkach tysięcy całe pokolenie najmłodszych ofiar wojny domowej.

Życie Guora z plemienia Dinka ze wsi Pan de Thon w południowym Sudanie zaczynało się kilka razy. Najpierw były zwyczajne urodziny, 15 kwietnia 1984 roku. Rósł z dziesięciorgiem rodzeństwa. Ósemka sióstr i braci nie przeżyła okrucieństw wojny, chorób i głodu. Widział śmierć jeszcze kilkunastu bliskich. Rodzina uznała, że w Chartumie ma więcej szans na przetrwanie, w 1993 roku wysłała 8-letniego chłopca w samotną drogę do wujka w stolicy, lekarza.

Za pierwszym razem nie dotarł. Złapany na posterunku drogowym, został  przewieziony do dziecięcego obozu pracy.

Uciekł nocą z kolegą. Ukrywali się w jaskiniach, uszli pogoni, wrócili do południowego Sudanu, do swoich. Dwa lata później żołnierze wpadli do wioski, znów zabrali Guora. Przez rok pracował jak niewolnik w domu jednego z sudańskich wojskowych. Druga ucieczka na południe też się udała, ale rodzina poradziła: zmykaj do wuja, tu znów cię dopadną.

Miał 15 lat. Tym razem dotarł do Chartumu, ale losu nie poprawił. Wujka aresztowali w 1999 roku pod zarzutem współpracy z rebeliantami z południa. Dzień później policja jeszcze raz wpadła do domu, kolbami złamała Guorowi szczękę, ciotce obojczyk. Po kilkunastu dniach pobytu w szpitalu chłopak z ciotką uciekli do Egiptu. Wuj dołączył do nich po ośmiu miesiącach. Cud, że dołączył. Z kilkunastoma więźniami został wywieziony na pustynię, po pierwszych salwach padł i udawał martwego, czekał, aż oprawcy odjadą.

Dostali w USA status uchodźców. W 2001 roku znaleźli się  w stanie New Hampshire, w nowej ojczyźnie. Guor pamięta dobrze –  to było 19 lipca. Wujek znalazł pracę gdzieś dalej, chłopak został w miejscowości Concord, miał tam szkołę i opiekę rodziny kolegi z klasy. Mieszkał z nimi dwa lata, potem rok u nauczyciela z liceum. Zaczął biegać w szkolnej drużynie lekkoatletycznej.

Gdy poprawił krajowy rekord juniorów na dystansie dwóch mil, dostał stypendium sportowe w stanowym uniwersytecie w Iowa. Zdobył dla uczelni mistrzostwo kraju w biegach przełajowych. Zobaczył igrzyska w Atenach w telewizji. Potem drugie, w Pekinie. Mówił trenerom: – Chcę tam pojechać, chcę żeby ludzie mnie widzieli i mówili, że to jest ten biegacz z Sudanu Południowego.

Studia w Iowa University ukończył rok temu. Przeniósł się do Flagstaff w Arizonie, trenował i biegał. Olimpijską normę „A" w maratonie uzyskał już jesienią ubiegłego roku, był piąty w Twin Cities Marathon, czyli na trasie Minneapolis-Saint Paul. Czas debiutu – 2:14.32. W czerwcu w San Diego w Rock n'Roll Marathon był jeszcze szybszy – 2:12,55.

Pozostało prosić Międzynarodowy Komitet Olimpijski o prawo startu w Londynie. MKOl z początku próbował załatwić  sprawę na skróty. Działacze zaproponowali Marialowi start w barwach Sudanu, bo istniejące od roku nowe państwo afrykańskie, Sudan Południowy, na razie ma ważniejsze problemy, niż zakładanie komitetów olimpijskich.

– To byłaby zdrada moich prawdziwych rodaków. To nie byłoby w porządku, gdybym reprezentował kraj, z którego uciekłem. Splamiłbym honor dwóch milionów ludzi, którzy zginęli za naszą wolność – powiedział Marial.

MKOl zrozumiał i podjął lepszą decyzję. Maratończyk będzie występował pod flagą olimpijską, tak samo jak trójka sportowców z Antyli Holenderskich.

To nie pierwszy podobny przypadek. W 2000 roku w Sydney pozwolono tak startować reprezentantom Timoru Wschodniego.

Cztery lata temu w Pekinie amerykańską flagę niósł podczas uroczystości otwarcia Lopez Lomong, rodak Mariala z Sudanu Południowego. Też biegacz. On miał jeszcze więcej szczęścia, bo szykowany na dziecko-żołnierza zdołał uciec z obozu do Kenii i stamtąd do Ameryki. Dostał obywatelstwo, został zawodowym sportowcem. Startuje i zbiera datki na niepodległy kraj przodków. W tym roku też jest w reprezentacji USA, pobiegnie na 5000 m.

Marial mówi: – Nie wiem, czy wygram. Nie wiem, czy zdobędę medal. Ale nie boję  się rywali, bo tak naprawdę ja nie biegam przeciwko nim. Każdy z nas ma swój własny wyścig. A dla mnie są rzeczy ważniejsze niż olimpijska chwała.

Jest maratończykiem z Sudanu Południowego, kraju, w którym nie ma komitetu olimpijskiego. Pobiegnie w niedzielę 12 sierpnia, w ostatnim dniu igrzysk. Pewnie nie wygra ze świetnymi Kenijczykami czy Etiopczykami, ale warto mu kibicować. Warto też wiedzieć, kim jest – jednym z „zaginionych chłopców z Sudanu". Kilka lat temu nazwano tak liczone w setkach tysięcy całe pokolenie najmłodszych ofiar wojny domowej.

Życie Guora z plemienia Dinka ze wsi Pan de Thon w południowym Sudanie zaczynało się kilka razy. Najpierw były zwyczajne urodziny, 15 kwietnia 1984 roku. Rósł z dziesięciorgiem rodzeństwa. Ósemka sióstr i braci nie przeżyła okrucieństw wojny, chorób i głodu. Widział śmierć jeszcze kilkunastu bliskich. Rodzina uznała, że w Chartumie ma więcej szans na przetrwanie, w 1993 roku wysłała 8-letniego chłopca w samotną drogę do wujka w stolicy, lekarza.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Patronat "Rzeczpospolitej"
To idzie młodość! Promocja aktywności fizycznej podczas Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup
Patornat "Rzeczpospolitej"
Zbliża się 26. Bieg po Nowe Życie
Patronat "Rzeczpospolitej"
Pomagaj, biegając! Znamy datę startu zapisów do Poland Business Run 2025
Lekkoatletyka
Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup na nowej trasie