Reklama
Rozwiń

Maraton nowojorski: test dumy i odporności miasta

Błękitno-pomarańczowa meta już stanęła w Central Parku, smutne pozostałości po wielkiej wodzie i niszczącym wietrze zniknęły z najbliższego pola widzenia. Trasa przez pięć dzielnic miała się nie zmienić, choć wyraźne ślady potężnego sztormu: popsute wagony kolejki, powyginane autobusy, zniszczone promy, zatopione i pochłonięte pożarami budynki zostaną jeszcze dość długo.

Publikacja: 03.11.2012 00:01

Nowojorski Central Park gdzie jest meta maratonu

Nowojorski Central Park gdzie jest meta maratonu

Foto: AFP

Burmistrz Michael Bloomberg tak bronił swojej pierwszej, pozytywnej dla biegaczy decyzji: – Musimy myśleć ekonomicznie. Przyjeżdża do nas mnóstwo osób, to ważna impreza dla miasta.

Myślenie ekonomiczne jest uzasadnione, jeśli wiedzieć, że maraton przynosił Nowemu Jorkowi ostatnio około 340 mln dolarów rocznie. Organizatorzy mieli nie zmarnować okazji i do zwyczajowych zbiórek pieniędzy chcieli dodać nowy cel: odbudowanie zniszczeń po Sandy. Nowojorski Klub Biegaczy Ulicznych (NYRR), organizator biegu, zgłosił do tego funduszu pierwszy milion i potwierdził obietnicę 1,5 mln dol. od sponsorów.

Maraton miał się odbyć, choć w większości dzielnic brakowało prądu i środków transportu. Burmistrz zapewniał, że nie zabierze ofiarom wichury to co im należne. W niedzielę obiecywano powrót na Manhattan zasilania energetycznego więc pilnujące bezpieczeństwa oddziały policji planowano skierować z centrum w nowe miejsca. Bloomberg miał też nadzieję, że w sobotę ruszą promy, którymi zwykle biegacze dostawali się na start. Miasto obiecywało uruchomienie specjalnej sieci autobusowej, tylko dla maratończyków.

Na liście zgłoszeń było 47 500 osób, prawie 30 tysięcy to przyjezdni. Mary Wittenberg, szefowa NYRR, przewidywała, że wycofa się około 8000. Wszyscy, którzy wcześniej rezygnowali dostali obietnicę udziału w 2013 roku, więc wielkich problemów z absencjami nie przewidywano. Ci, którzy walczyli o wielkie premie finansowe, nie zrezygnowali. Kenijscy faworyci Wilson Kipsang i Moses Mosop czekali już w Nowym Jorku tak samo jak mistrzyni olimpijska Tiki Gelana z Etiopii, brązowa medalistka z Londynu Rosjanka Tatiana Archipowa i mistrzyni świata z Daegu Kenijka Edna Kiplagat.

Amerykańska energia i amerykański pragmatyzm miały zwyciężyć szkody, które zrobił huragan. Były rzecznik nowojorskiej policji John Miller twierdził, że organizacja biegu, mimo zniszczeń, to jest właśnie powód do dumy. – Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie jakimi ludźmi jesteśmy. Musimy, jak maratończycy, zwyciężać mimo bólu – mówił w telewizji.

To miał być test odporności miasta, ale maraton jest też zabawą, okazją do kilkudniowej rozrywki, której charakter mógł nie odpowiadać powadze chwili. Chyba władze Nowego Jorku nie doceniły także tego faktu. Różnice zdań przecież były. Jeden z miejskich radnych Domenic Recchia Jr. nazwał decyzję burmistrza poważnym błędem, obrazą wobec tych, którzy nie mają żywności, prądu i dachu nad głową.

Może niektórzy nowojorczycy rzeczywiście chcieli oglądać sławny bieg (wedle mediów chcieli), ale dla gości mimo rezerwacji w hotelach miejsc nie było. Większość pokoi wciąż zajmują ludzie, którym wichura zabrała mieszkania. Gazety początkowo niechętnie cytowały tych, którzy mówili, że bieganie między ruinami to zajęcie „zbyt frywolne". Na to zdanie organizatorzy mieli zresztą przygotowaną odpowiedź: magazyn „Runner's World" zamienił zwyczajowe piątkowe party dla uczestników na darmowy posiłek dla każdego, kto wciąż nie może wrócić do domu. Odwołano ceremonię otwarcia i sobotni biegu na 5 km. Wszystkie siły planowano wykorzystać w niedzielę, na główny bieg.

Ale jedni nie przyjechali z braku komunikacji, inni bo nie mieli gdzie mieszkać. Niektórzy nie wystartowali z obawy o zdrowie – tak postąpili biegacze cierpiący na cukrzycę (zbieranie datków na pomoc diabetykom to jest jeden z tradycyjnych charytatywnych celów maratonu), dla których brak dostępu do szybkiej pomocy medycznej mógł oznaczać zagrożenie życia. Tylko Mary Wittenberg twierdziła uparcie: – My jako miasto wierzymy, że bieg, to jest dziś najlepsza rzecz do zrobienia.

Zwolennicy biegu powoływali się nawet na nową amerykańską tradycję. Gdy 11 września 2001 roku runęły po zamachu dwie wieże WTC, sześć dni później wznowiono rozgrywki ligi baseballowej i pisano, że mecze miały niezwykłą atmosferę uzdrowienia. Maraton odbył się wówczas w terminie, dwa miesiące później. Gdy huragan Katrina zniszczył w sierpniu 2005 roku Nowy Orlean mieszkańcy najbardziej żałowali, że mecze ich drużyny futbolu amerykańskiego (New Oreans Saints)  przez cały sezon nie mogły odbywać się na zrujnowanym stadionie Superdome. Rozgrywki futbolowe w Kalifornii wznowiono 10 dni po tragicznym trzęsieniu ziemi w 1989 roku.

Tylko trochę krytykowano wznowienie meczów NFL w listopadzie 1963 roku, dwa dni po zabójstwie prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Ale mówiono wówczas że prezydent bardzo lubił sport.

Coś się jednak zmieniło. Nie dało się przekonać wszystkich oburzonych. Przybywało przeciwników biegu, także wśród polityków. Michael Bloomberg pod naciskiem opinii publicznej odwołał maraton w piątek późnym wieczorem. Nie będzie również meczu NBA Brooklyn Nets – New York Kicks. Nowy Jork jednak nie chce rozrywek, wielkich słów o dumie i 300 milionów łatwego dochodu. Amerykanie są zmęczeni? Może po prostu nie chcą święta przesłaniającego na krótko tragedię, tylko chcą pracować nad szybszym powrotem do normalności.

Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Materiał Promocyjny
Kalkulator śladu węglowego od Banku Pekao S.A. dla firm
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay