Na Łużnikach chyba nie każdy zauważył, co się stało, gdy młot wyrywający się z dłoni młodego Polaka poleciał kawał drogi za taśmę oznaczającą 80 metrów. To był początek konkursu, ludzie na trybunach mogli patrzeć w kilka innych miejsc, bo plan poniedziałkowych finałów był gęsty, konkurencja o widza silna. Realizator rosyjskiej telewizji też nie rozpieszczał miłośników rzutu młotem, ale tę próbę akurat zauważył. Luz Pawła Fajdka, szybkość obrotów i metalową kulę wbijającą się w zieloną trawę, uśmiech, ręce w górze, piątkę przybitą ze starym mistrzem, Szymonem Ziółkowskim.
Fajdek rzucał jako dziewiąty, po Szymonie, po mistrzu olimpijskim Krisztianie Parsie, który chwilę wcześniej machnął 80,30. To był wynik do pobicia. Wyszło 81,97, rekord życiowy poprawiony o prawie 60 cm, przewaga nad mocnym Węgrem 1,67 m. To dużo, to więcej, niż można przypuszczać. To był nie tylko najlepszy w tym roku wynik na świecie.
Jest sporo prawdy w tym, że miotacze to ludzie spokojni inaczej. Pod skorupą twardzieli często chowają nerwy, obawy, stresy i przesądy. Niby nie patrzą na wyniki rywali, ale patrzą, widzą i przeżywają wszystko. To dlatego często o złocie decydują pierwsze rzuty. To dlatego Paweł Fajdek tyle energii i umiejętności włożył w tę pierwszą próbę w Moskwie. Każdy z pozostałej jedenastki, która walczyła w poniedziałkowy wieczór na Łużnikach o mistrzowski tytuł, poczuł, że teraz wygrać z Fajdkiem znaczy tyle, co grubo przekroczyć własne umiejętności.
Przez godzinę z okładem starali się, jak mogli. I Pars, i broniący tytułu z Daegu Słoweniec Primoż Kozmus, i pozostali, ale ten pierwszy rzut ich obezwładnił, odebrał wiarę i adrenalinę.
Trudno powiedzieć, czy takie konkursy dobrze się ogląda. Z polskiego punktu widzenia pewnie tak, choć przecież stres czekania na koniec też jest duży, w końcu to sport, na każdego rywala może spłynąć nadzwyczajna moc ostatniego rzutu. Paweł Fajdek też jakby się poddał magii swej pierwszej próby – w drugiej jeszcze machnął pięknie: 80,92 (tyle też dałoby mu złoto), ale potem o koncentrację było coraz trudniej, więc między mierzone rzuty wchodziły te nieudane.