W tej sytuacji nałożyły się różne rzeczy. Jeden klub oczekiwał ode mnie szybkiej deklaracji, a ja nie mogłem tak błyskawicznie podjąć decyzji. Drugiej oferty nie przyjąłem z powodów prywatnych. W jeszcze innym klubie byłbym 15. zawodnikiem, a czasami nie przebierałbym się nawet na mecze, a to nie jest interesująca propozycja. Wolę spędzić czas w domu, niż siedzieć w drugim rzędzie, za ławką rezerwowych.
Lepiej trochę odpocząć z myślą o nowym sezonie?
Trzeba pamiętać, że mam już 35 lat. W Clippersach raz grałem lepiej, raz gorzej, ale w spotkaniach z Phoenix Suns czy z Orlando Magic podczas „Polskiej nocy" zagrałem po 20 minut i uzyskałem wtedy double-double (co najmniej 10 punktów i zbiórek – red.), czyli na swoim normalnym poziomie. Gdybym dostawał regularnie tyle minut we wszystkich meczach, to dalej byłbym zawodnikiem na poziomie double-double. Wiem i czuję, że tak mogę grać. Jednak to, co ja czuję, chcę i co mi się wydaje, nie znaczy wiele w porównaniu z tym, jakie pomysły mają drużyny i ich generalni menedżerowie. Mam już swoje lata, grając w Clippersach miałem sezon taki, a nie inny, a do tego doszły jeszcze normalne urazy, lekki ból kolana, problem z biodrem, z plecami. Wszyscy mówią „Polish Machine", „Polish Hammer", ale warto pamiętać, że od 15 lat nie opuściłem spotkania, brałem udział w każdym treningu. Przez 12 sezonów w NBA mam rozegranych tyle meczów, ile niektórzy zawodnicy przez 15–16 sezonów. Mam przebieg weterana z 15-letnim stażem. Do tego dołóżmy mecze kadry, moje aktywności w fundacji, moje letnie campy i mamy człowieka, który jest już trochę przeorany przez sport.
Propozycji było dużo, ale od samego początku wyglądało, że czeka pan na telefon z Golden State Warriors. Tak było?
Widziałem siebie w tej drużynie, co nie znaczy, że miałem klapki na oczach. Czemu tam chciałem trafić? Jeśli wszyscy będą zdrowi, to Warriors zdobędą mistrzostwo i nie ma nikogo, kto mógłby im zagrozić w serii do czterech zwycięstw.
Świetnie w tym sezonie grają Milwaukee Bucks, błyszczy ich gwiazda Giannis Antetokounmpo.