Czekali na to równo pół wieku. Poprzednio zwyciężyli, gdy w Milwaukee grał słynny Kareem Abdul-Jabbar, prezydentem USA był Richard Nixon, a amerykańskie wojska toczyły wojnę w Wietnamie.
Niektórzy ich kibice być może zwątpili już, że ten moment jeszcze kiedyś nadejdzie. Tym bardziej że tegoroczne finały zaczęły się dla Bucks najgorzej jak mogły – od dwóch wyjazdowych porażek. Poprzednim zespołem, któremu w takiej sytuacji udało się odrobić straty, odnieść cztery kolejne zwycięstwa i sięgnąć po mistrzowskie pierścienie, byli w 2006 roku Miami Heat. Wygrany 105:98 szósty mecz finałowy był popisem Antetokounmpo. Grek zdobył 50 punktów, wcześniej takiego wyczynu dokonali m.in. LeBron James i Michael Jordan. Miał też 14 zbiórek, pięć bloków i dwie asysty. Trafił 17 z 19 rzutów wolnych, choć ten element gry dotąd był jego piętą achillesową.
Debiutował w finałach, ale statystyki miał jak na mistrza przystało. Jest pierwszym zawodnikiem, który zdobywał średnio ponad 30 punktów, notował więcej niż dziesięć zbiórek i pięć asyst przy co najmniej 60-proc. skuteczności.
Nic dziwnego, że został uznany za najbardziej wartościowego gracza rywalizacji z Suns. Jako trzeci koszykarz z Europy, po Francuzie Tonym Parkerze (2007, San Antonio Spurs) i Niemcu Dirku Nowitzkim (2011, Dallas Mavericks).
Od początku kariery w NBA Antetokounmpo związany jest z klubem z Milwaukee. Wybrano go w drafcie w 2013 roku. W tym czasie dwukrotnie został MVP ligi, pięć razy zagrał w Meczu Gwiazd. Siedem lat temu obiecał, że nie opuści Kozłów, dopóki nie zbudują zespołu na miarę mistrzostwa. Teraz triumfuje.