Na półmetku fazy grupowej oba zespoły klasyfikowane były ex aequo na trzecim miejscu w euroligowym rankingu najlepiej broniących drużyn (średnio traciły w meczu po 68,8 pkt). W Sopocie okazało się, że lepszą defensywę mają jednak mistrzowie Włoch.
W pierwszej połowie potrafili powstrzymać najlepszego strzelca Prokomu Davida Logana (tylko 5 punktów do przerwy), a przez całe spotkanie tak utrudniali życie środkowym gospodarzy, że Patrick Burke (1/6 za dwa punkty), Adam Hrycaniuk i Filip Dylewicz zdobyli w sumie tylko 9 punktów i zebrali tylko 9 piłek. To za mało, by wygrać, nawet przy najlepszej dyspozycji zawodników obwodowych.
Prokom prowadził tylko na początku meczu 4:3 i 6:5. Potem obrona gości i skuteczność w ataku Terrella McIntyre’a (26 pkt) oraz reprezentanta Litwy Rimantasa Kaukenasa (22) dały im kilkunastopunktową przewagę. Prokom walczył przez cały mecz, z parkietu aż buchała zawziętość graczy trenera Tomasa Pacesasa, ale nie przekładało się to na wynik. Trzeci zespół Euroligi w minionym sezonie punktował niczym wytrawny bokser, a po nieudanych rzutach wielokrotnie zbierał piłki w ataku, by ponowić akcję. W 34. minucie prowadził już nawet 70:52.
Ambitna pogoń w końcówce i seria rzutów z dystansu Alekseja Nesovicia (4/4 za trzy) pozwoliły zmniejszyć rozmiary porażki do 11 punktów. To i tak o dwa więcej niż w pierwszym meczu w Sienie. Za tydzień Prokom gra na wyjeździe ze SLUC Nancy.
Obie drużyny walczą o czwarte miejsce, premiowane awansem do fazy Top 16. Mistrzowie Polski mają dwa zwycięstwa, mistrzowie Francji - jedno. Wygrana w Nancy postawiłaby nasz zespół w komfortowej sytuacji.