Obie drużyny wzmocniły się po awansie do Top 16. Transfer świetnego rozgrywającego Hollisa Price’a do Armani był możliwy tylko z powodu kryzysu finansowego Dynama Moskwa, gdzie Amerykanin zaczynał sezon. Prokom zatrudnił skrzydłowego Qyntela Woodsa, któremu wróżono karierę w NBA, ale ostatnio z Olympiakosu Pireus i UPIM Bolonia był zwalniany za palenie marihuany.

Już po kilku minutach widać było, który transfer był lepszy. Prokom zaczął od prowadzenia 10:2, ale potem pokaz gry dał Price, który w pierwszej kwarcie zdobył aż 17 punktów. Woods grał znacznie słabiej.

W sopockim zespole brakowało też rozgrywającego, który ustawiłby grę drużyny. Takim na pewno nie jest młody Amerykanin Tyrone Brazelton, ściągnięty z ligi łotewskiej w zastępstwie Alekseja Nesovicia.

A jednak Prokom miał szansę na wygraną, gdy w czwartej kwarcie odrobił 11-punktową stratę. Po efektownym wsadzie Ronniego Burrella na 30 sekund przed końcem był remis 60:60. Gospodarze mogli nawet wyjść na prowadzenie, ale Burrell nie złapał podania pod kosz, a faulowany Luca Vitali trafił dwa wolne. Mistrzowie Polski mieli jeszcze sześć sekund, ale stracili piłkę.