Broniący tytułu Asseco Prokom Sopot pokonał w niedzielę we Włocławku Anwil 86:63, a dzień wcześniej srebrny medalista sprzed roku PGE Turów Zgorzelec wygrał w Słupsku z Energą Czarnymi 91:83. Pierwszy finałowy mecz odbędzie się w niedzielę w Sopocie.
Takiego rozstrzygnięcia klasycznej rywalizacji Anwilu z Prokomem można się było spodziewać. Wobec kontuzji Stipe Modricia i Milosa Paravinji zespół z Włocławka w półfinale mógł korzystać tylko z siedmiu pełnowartościowych zawodników. Z silniejszym i bardziej doświadczonym rywalem walczył jak równy z równym, dopóki starczyło mu sił. W niedzielę zabrakło.
– Rozgrywamy dziesiąte spotkanie w ciągu 30 dni. Na pewno zmęczenie daje się nam we znaki, jego efektem jest słabsza skuteczność – mówił w przerwie meczu obrońca Anwilu Andrzej Pluta.
Gospodarze przegrywali wówczas 27:42 i już nie zdołali wykrzesać z siebie sił, które pozwoliłyby odrobić straty, jak to się zdarzało w poprzednich meczach.
Prokom wykorzystał lepsze warunki fizyczne i siłę swoich zawodników. Widać to było szczególnie w walce na tablicach, którą goście wygrali 50 (17 zbiórek w ataku) do 30 (osiem w ataku). Najlepszymi zawodnikami w ich zespole byli wysocy Qyntel Woods i Ronnie Burrell (po 25 pkt i 12 zbiórek) oraz Filip Dylewicz (12 pkt, 10 zbiórek).