W piątej kolejce fazy Top 16 mistrzowie Polski przegrali w Kownie z Żalgirisem 88:93, ale awansowali do ćwierćfinału z drugiego miejsca w grupie G, gdyż dwie godziny później CSKA Moskwa wygrał 76:70 z Unicają w Maladze.
Trener Asseco Prokomu Tomas Pacesas, który rozpoczął mecz w Kownie najsilniejszą piątką, podkreślał, że nie można pozwolić graczom Żalgirisu się rozkręcić. W drugiej kwarcie stało się jednak to, czego trener się obawiał, gdy do głosu doszedł Marcus Brown. Koszykarze Asseco Prokomu nie potrafili znaleźć recepty na 35-letniego weterana. Najlepszy strzelec w historii Euroligi (do środy 2668 punktów), grający w niej już 11. sezon, w drugiej kwarcie zdobył 15 punktów, wyprowadzając swój zespół na 16-punktowe prowadzenie. Tymczasem czołowy strzelec Prokomu i drugi Euroligi w tym sezonie Qyntel Woods z trzema faulami całą tę kwartę przesiedział na ławce. „Po tych faulach rozsypała się nasza taktyka” – mówił po meczu trener Pacesas.
Po przerwie zobaczyliśmy inny Prokom. W pierwszej akcji Żalgiris podwyższył wprawdzie prowadzenie do 53:34, ale od tego momentu twarda obrona mistrzów Polski nie pozwoliła już rywalom na zdobywanie łatwych punktów. Gracze Pacesasa odrobili część strat, po akcjach Ratko Vardy było tylko 59:52. W 28. minucie swoje pierwsze punkty zdobył Woods, który wreszcie zagrał tak, jak do tego przyzwyczaił kibiców w Europie i wcześniej w NBA. Po jego efektownych akcjach i rzutach Ronniego Burrella w połowie czwartej kwarty dwukrotnie był remis 73:73 i 76:76.
Mogło się jeszcze wszystko zdarzyć, ale zmęczeni pogonią goście popełnili kilka błędów, w całym meczu słabo trafiali wolne, piłka po kilku rzutach rywali szczęśliwie wpadła do kosza i Żalgiris cieszył się z wygranej.
W hali pamiętającej zwycięstwo koszykarzy Litwy w mistrzostwach Europy 1939, przegrane przez Asseco Prokom spotkanie nie oznaczało jednak niepowodzenia.