Dwadzieścia punktów różnicy to dla Litwinów, brązowych medalistów ubiegłorocznych mistrzostw świata, udany rewanż za porażkę 75:86 przed dwoma laty we Wrocławiu w pierwszej fazie mistrzostw Europy. Dla Polaków to właściwy wymiar kary za bałaganiarską grę w meczu, w którym w 34. minucie przegrywali już nawet trzydziestoma punktami (56:86).
Powstrzymać żywiołowe akcje Litwinów i ich rzuty z dystansu - to było zadanie polskiego zespołu w drugim meczu turnieju. „Nie możemy iść na wymianę ciosów" - mówił jeszcze w Polsce Thomas Kelati. Po meczu zawodnik, który stał się w Poniewieży liderem zespołu, mógł tylko tłumaczyć: „Nie walczyliśmy dzisiaj, nie wykonywaliśmy poleceń trenera. Rywale z kolei zagrali rewelacyjnie, z wysoką skutecznością rzutów za dwa i trzy punkty i to zrobiło różnicę".
Sam Kelati nie grał w ostatnich minutach meczu. Wynik i tak był przesądzony, a trener Ales Pipan wprowadził na boisko graczy rezerwowych, by ci podstawowi odpoczęli przed kolejnym ważnym meczem z Portugalią. Tego spotkania nie wolno naszej drużynie przegrać, jeśli myśli o pozytywnych recenzjach z występu na mistrzostwach Europy.
Mecz z Litwą zaczął się dla nas całkiem udanie. Po akcjach Kelatiego, Adama Hrycaniuka, Łukasza Koszarka i Dardana Berishy w połowie pierwszej kwarty prowadziliśmy 16:13, ale to były miłe złego początki. Rywale konsekwentnie odnajdywali się na czystych pozycjach, a polscy koszykarze nie nadążali za nimi, pozwalając bezkarnie zdobywać punkty. O to trener Ales Pipan miał pretensje m.in. do Berishy, mimo że ten, po zerowej zdobyczy w meczu z Hiszpanią, był w czwartek drugim strzelcem zespołu (10 pkt). „Nie mogę być zadowolony z jego gry w obronie. Wymagam od niego większego zaangażowania. Ale on jest tylko jednym elementem naszej drużyny, w której niewielu można pochwalić za dzisiejszy mecz" - mówił słoweński szkoleniowiec.
Litwini już przed przerwą zbudowali 16-punktową przewagę (51:35), głownie dzięki rewelacyjnej skuteczności Dariusa Songaili (6/6 z gry, w tym dziesięć kolejnych punktów na początku drugiej kwarty) i Mantasa Kalnietisa (5/5 z gry). W całym meczu trafiali z nieprzyzwoitą wręcz skutecznością (78 procent za dwa, 47 procent za trzy punkty - Polska odpowiednio 44 i 35 procent). Zbiórki wygrali aż 41-19, asysty 24-11. Oto cała historia.