Piąte finałowe spotkanie było tak samo pasjonujące jak cztery poprzednie. Znów nie obyło się bez dramatycznych zwrotów.
Trener Prokomu Tomas Pacesas od początku rywalizacji o złoto podkreślał, że o zwycięstwach będzie decydowała defensywa, nie atak. Tak też było w środę w Zgorzelcu.
W 38. minucie spotkania goście przegrywali 40:50, ale od tego momentu zamrozili rywali obroną. W ostatnich dziesięciu minutach Turów zdobył zaledwie pięć punktów, tracąc 20.
W drużynie z Sopotu nie zagrał ukarany odsunięciem od jednego spotkania jej największy gwiazdor reprezentant Jugosławii i Serbii Milan Gurović. Już na początku meczu bolesnego urazu w starciu z Dragisą Drobnjakiem doznał inny lider Prokomu, Litwin Donatas Slanina.
Tym razem jednak w głównych rolach wystąpili reprezentanci Polski. Filip Dylewicz zdobył 26 pkt i miał siedem zbiórek, Krzysztof Roszyk dorzucił 15 punktów. Obydwaj trafiali w najważniejszych momentach. Dzięki nim Prokom uzyskał osiem punktów przewagi na niespełna 50 sekund przed końcem meczu i już nie mógł przegrać.