Ten mecz kończył rywalizację i decydował o kolejności w grupie C. Już od czwartku (po wygranej Bułgarii nad Belgią) wiadomo było, że zwycięstwo w Antwerpii zapewni Polakom grę w najbliższym Eurobaskecie, a porażka wykluczy zajęcie drugiego miejsca i – ewentualny – awans z tej pozycji. Dla Belgów również był to mecz z gatunku być albo nie być.
Nieszczęście Polaków polegało na tym, że najważniejsze spotkanie całych eliminacji trzeba było rozegrać na wyjeździe, a nie w Atlas Arenie lub Spodku, gdzie podopieczni trenera Igora Griszczuka wygrali wszystko, co mieli do wygrania. W roli gospodarza czuli się znakomicie – pokonali u siebie każdego z grupowych rywali, a Belgów bardzo wysoko, różnicą 20 punktów. Znacznie gorzej przedstawiał się – przed wyprawą do Antwerpii – bilans meczów wyjazdowych: na trzy rozegrane trzy porażki. W tym z Portugalią, zdecydowanie najsłabszą drużyną grupy C.
W niedzielę w Antwerpii reprezentanci Polski, mimo dodatkowej mobilizacji wynikającej z szansy, jaka się przed nimi otworzyła, nie potrafili przerwać fatalnej wyjazdowej serii. Nie pomógł dobry początek (13:6 w 5. minucie) i wygrana 23:15 pierwsza kwarta. Na nic zdało się sześciopunktowe prowadzenie przed rozpoczęciem drugiej połowy, a kiedy doszło do rozstrzygającej, nerwowej końcówki, trafiali tylko Belgowie.
Na około trzy minuty przed końcem czwartej kwarty było jeszcze – po rzutach Łukasza Koszarka, Thomasa Kaletiego i Marcina Gortata – 67:63 dla Polski. Od tego momentu Belgom wychodziło wszystko, a Polakom – nic. Wreszcie, przy remisie 67:67, sprawę pierwszego od 17 lat awansu Belgii do finałów ME załatwił jej środkowy Christophe Beghin. Polska próbowała wspiąć się na pierwsze miejsce, a spadła na czwarte – przedostatnie. Przegrała eliminacje, ale na wrześniowe mistrzostwa Europy 2011 na Litwie może się jeszcze dostać.
Latem przyszłego roku odbędzie się dodatkowy turniej dla tych, którzy podzielili los Polski w tych kwalifikacjach, toczonych w trzech pięciozespołowych grupach. Wszyscy przegrani, w sumie 10 drużyn, powalczą o jedno premiowane awansem miejsce. Trudno o wiarę w sukces – chyba że turniej ostatniej szansy uda się zorganizować w Atlas Arenie albo Spodku.