Czy drużyna Jacka Winnickiego zakończy siedmioletnią hegemonię zespołu z Gdyni? Czy lider Turowa Torey Thomas przerwie jeszcze dłuższą mistrzowską serię Tomasa Pacesasa, który od 2001 roku zdobywa złote medale - najpierw jako zawodnik (Ural Great Perm, Śląsk Wrocław, Anwil Włocławek, Prokom Trefl Sopot), a w ostatnich trzech sezonach w roli trenera?
Jeszcze nigdy Prokom nie był w tak trudnej sytuacji. Nie zdarzyło się, by drużyna, która przegrywała w play-off 2-3, wyszła zwycięsko z rywalizacji. Turów stoi przed olbrzymią szansą, ale wszyscy w klubie zdają sobie sprawę, że jeszcze nie są mistrzami.
–To blisko, a jednocześnie wciąż daleko, tym bardziej że rywale są bardzo dobrym zespołem. Od początku finału byliśmy gotowi na twardą walkę. Nie inaczej będzie w piątek. Zrobimy wszystko, by na własnym parkiecie zapewnić sobie mistrzostwo Polski - mówi trener Winnicki.
Jego drużyna zagra bez środkowego Ivana Zigeranovicia, który w poprzednim meczu doznał urazu siatkówki oka, ma złamany nos, rozciętą powiekę i przeszedł zabieg w szpitalu w Gdyni. Niepewny jest udział leczącego uraz kostki Marko Brkicia. Turów w rywalizacji z Prokomem pokazywał jednak, że osłabienia kadrowe wcale nie wpływają na jakość jego gry.
Obrońcy tytułu są w trudnej sytuacji, ale - jak podkreśla środkowy Adam Hrycaniuk - mistrzostwo jest wciąż do zdobycia. Prokom ma blisko czterokrotnie wyższy budżet, lepszych zawodników, doświadczenie z rywalizacji z silnymi przeciwnikami nie tylko na krajowym podwórku. Świadomość tych przewag nie wpłynęła jednak pozytywnie na drużynę.