„Każde zwycięstwo w bardzo silnej grupie D będzie dla nas wielkim sukcesem” - mówi przed rozpoczęciem rozgrywek trener Asseco Prokomu Tomas Pacesas i jego zespół był w środę tego wielkiego sukcesu bardzo bliski.
Nastroje kibiców mistrza Polski w trakcie tego niesamowitego meczu zmieniały się wielokrotnie: od smutku do radości, od rezygnacji do nadziei. Skończyło się bez happy endu, ale drużyna miało prawo schodzić z parkietu z podniesionymi czołami.
Nikt nie dawał jej przed spotkaniem większych szans. W Galatasaray grają przecież mający za sobą lata gry w NBA Gruzin Zaza Pachulia i Litwin Dariusz Songaila czy legenda rozgrywek Euroligi Jaka Laković. Właśnie Słoweniec był w Gdyni bohaterem drużyny gości. Zdobył 21 punktów, trafił aż 6 z 7 rzutów za trzy punkty. To po jego akcjach na początku meczu wicemistrz Turcji prowadził w 7. minucie 16:7.
Koszykarze Asseco przeciwstawili się zespołową grą, mocniejszą obroną i akcjami w ataku Donatasa Motiejunasa, który tuż przed końcem pierwszej kwarty zmniejszył straty do dwóch punktów (19:21). W drużynie trenera Pacesasa słabiej w tym okresie grali gracze z przeszłością w NBA Alonzo Gee i Devin Brown, ale strzeleckie możliwości pokazał za to trzeci Amerykanin Olivier Lafayette. Po jego trzypunktowym rzucie w 14. minucie gospodarze prowadzili 28:24, a po kolejnych zespołowych, cierpliwie rozgrywanych akcjach schodzili na przerwę przy najwyższym prowadzeniu 37:32.
Na początku drugiej połowy długi przestój w grze Asseco zbiegł się z eksplozją skuteczności rywali, którzy szybko odrobili straty i wyszli na prowadzenie, które stale powiększali. Pierwsze sześć minut trzeciej kwarty wygrali aż 17:2 i prowadzili 49:39. W 34. minucie przewaga koszykarzy Galatasaray, niemal bezbłędnie trafiających z dystansu (do Lakovicia dołączył Preston Shumpert - w całym meczu turecki zespół trafił 10 z 24 rzutów za trzy punkty, Asseco - 3 z 18), wzrosła aż do 18 punktów (68:50).