Kiedy w 2002 roku przechodził do Memphis Grizzlies, był nieznanym zawodnikiem. W Pruszkowie siedział na ławce rezerwowych, krążyły legendy, że do NBA dostał się tylko dlatego, że do USA wysłano kasetę z jego najefektowniejszymi zagraniami.
Ameryki nie podbił, w Memphis, a później w Phoenix Suns i New York Knicks przez dwa sezony rozegrał w sumie 22 mecze. Szukał szczęścia w Chicago Bulls i Toronto Raptors. W 2006 roku wyjechał do Grecji, potem do Czech i na Litwę. Teraz 34-letni Trybański ma być liderem Polpharmy Starogard Gdański i być może jedną z gwiazd polskiej ekstraklasy.
Trybański pamięta jeszcze czasy, gdy ulice Pruszkowa pustoszały podczas meczów ze Śląskiem Wrocław. Klub z Pruszkowa (pod nazwą Znicz Basket) od kilku lat próbuje się odbudować, Śląskowi właśnie to się udało. Po pięciu latach najbardziej utytułowana drużyna (17 tytułów mistrzowskich) wróciła do ekstraklasy. Bez sponsora tytularnego, ale z jasnym planem: za rok medal, za trzy złoto.
Na razie Śląsk zbiera doświadczenia. W pierwszej kolejce przegrał we Wrocławiu 61:73 z Anwilem w meczu nazywanym świętą wojną. Oba zespoły pięć razy rywalizowały ze sobą o tytuł. – Zawiodła skuteczność. Chcemy nawiązać do wielkich tradycji Śląska, ale jesteśmy dopiero na początku drogi – powiedział trener Śląska Milivoje Lazić.
– Wiedzieliśmy, że musimy przede wszystkim powstrzymać Dominique’a Johnsona i Roberta Skibniewskiego oraz bardzo uważać na Pawła Kikowskiego. To był klucz do zwycięstwa. Mogę być zadowolony z postawy moich zawodników, ale zdaję sobie sprawę, że nasza gra wymaga poprawy – przyznał trener Anwilu Milija Bogicević.