Los kopciuszka, jakim była Łotwa w gronie ćwierćfinalistów, wydawał się przesądzony. Łotysze i tak odnieśli sukces, wyszli z grupy, w 1/8 finału odprawili wyżej notowaną Słowenię, a teraz ciągle są w grze o igrzyska. Trener reprezentacji Łotwy Ainars Bagatskis był przed laty gwiazdą polskich drużyn: Bobrów Bytom i Hoop Pekaes Pruszków.

Jego zawodnicy zaczęli bez kompleksów i od początku prowadzili. Francuzi mieli za to ogromne problemy z trafieniami z dystansu. Ratowali sytuację wygrywając walkę pod koszem, gdzie przepychali się Rudy Gobert i Boris Diaw. Kiedy Kristaps Janicenoks na dwie minuty przed końcem pierwszej kwarty trafił za trzy, na tablicy wyników widniał wynik 21:15 i francuski trener Vincent Collet prosił o czas, co niewiele pomogło. Łotysze grali na nieprawdopodobnej skuteczności, bliskiej 80 procent.

Wystarczyło jednak, że od początku drugiej kwarty gospodarze mistrzostw nieco poprawili obronę i rywale nie byli już tak skuteczni. Tyle tylko, że w ataku niewiele się Francuzi poprawili: Tony Parker nie miał punktów z gry na koncie (0/4). Evan Fournier – zawodnik Orlando Magic, uważany za wielki talent – dwa razy zanotował nieudolne wejścia pod kosz i dwa razy rzucał za trzy w taki sposób, że piłka nawet nie dotknęła obręczy. Był to dobry obraz nieporadności Francuzów w tym meczu: nie trafiali z prostych pozycji, przekraczali czas 24 sekund i nie bardzo było wiadomo, czy lekceważą rywala, czy jednak nerwy dają znać o sobie. Tak czy inaczej wyglądało to dość koszmarnie . Tylko jeden człowiek na parkiecie mógł to zmienić - oczywiście Parker, francuski bohater narodowy (powiedzmy, że narodowy – ojciec był Amerykaninem, matka Holenderką, a on urodził się w Belgii). Dlatego jest od lat tak wielki, dlatego się cieszy we Francji taką estymą, że nawet, kiedy mu nie idzie, potrafi odwrócić losy meczu. I tak się stało – po początkowej zapaści cztery kolejne rzuty trafił, obudził drużynę i francuskich kibiców, którzy do tej pory z niedowierzaniem oglądali wyrównany mecz i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Francuzi cieszyli się, jakby wygrywali z Amerykanami.

Trzecią kwartę, podobnie jak drugą, zaczęli od twardej obrony i przyniosło to skutek: Łotysze dwukrotnie gubili piłkę, po rzutach De Colo (za 3 i za 2) przewaga faworytów urosła do 9 punktów, chwilę później, po efektownej akcji Parkera z Gobertem, zrobiła się dwucyfrowa. Janicenoks zatrzymał się na 12 punktach, które miał już do przerwy, zresztą przez siedem minut Łotysze zdobyli ledwie 2 punkty z gry. Mecz był rozstrzygnięty, w czwartej kwarcie przewaga gospodarzy rosła, kopciuszek był już pogodzony z porażką.

Francuzi spotkają się w półfinale z Hiszpanią (w czwartek). Dopiero teraz okaże się, ile naprawdę są warci obrońcy tytułu, a zarazem faworyci numer 1 tych mistrzostw. Jutro dwa kolejne ćwierćfinały: Serbia – Czechy (18.30) i Litwa – Włochy (21.00).