Adam Bielecki wyszedł rano z bazy razem z Januszem Gołąbem. Kierowali się do obozu pierwszego.
Jak informuje TVN24, na himalaistę spadł kamień. - Doznał obrażeń czoła i nosa. Wymagał szycia, to głębokie rany - podkreślał kierownik wyprawy na K2 Krzysztof Wielicki. Podkreślił także, że Bielecki nie stracił przytomności. Choć himalaistę czeka kilka dni przerwy, akcja nie zostanie wstrzymana. - My działamy dalej - zaznaczył Wielicki.
Bieleckim zajęli się jego koledzy. Będąc w kontakcie telefonicznym z przebywającym w Polsce doktorem Robertem Szymczakiem zszyli rany wspinacza. - Chwycili za igły i nici i bardzo dobrze się spisali - poinformował Wielicki. - Adam czuje się dobrze. Na pewno czeka go kilka dni rekonwalescencji. Na razie zostanie w bazie. Mam nadzieję, że szybko wróci - podkreślił.
Na facebookowym koncie Adama Bieleciego pojawił się wpis, w którym himalaista informuje, że ma złamany nos i sześć szwów. "Eh było blisko. Kilkadziesiąt metrów pod obozem pierwszym dostałem w głowę dużym kamieniem. Skończyło się na złamanym nosie i sześciu szwach, które profesjonalnie założyli Piotrek Tomala i Marek Chmielarski pod kierunkiem telefonicznych porad Roberta Szymczaka. Za parę dni powinienem być w pełni formy" - czytamy.
Szczyt K2 był atakowany zimą jedynie trzy razy. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2003 roku ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 roku próbę podjęli Rosjanie. Żadna z ekspedycji nie przekroczyła 7650 m.