Bielecki w rozmowie z TVN24 powiedział, że trudno jest oceniać decyzję Urubki o solowym ataku, który uznawany jest przez niektórych za "decyzję czysto samobójczą". - Przede wszystkim cieszę się, że Denis jest cały i zdrowy. Nie mieliśmy z nim kontaktu, nie wiedzieliśmy, co się dzieje tam u góry. Teraz wiemy, że schodzi, że zawrócił. Bardzo się o niego martwiłem, także to jest dobra wiadomość. Na pewno po zejściu czeka go trudna rozmowa z Krzyśkiem (Wielickim, kierownikiem polskiej wyprawy na K2 - przyp. red.), trudna rozmowa z zespołem i dopiero wtedy zobaczymy, po tej rozmowie, co dalej - mówił polski alpinista.
Dodał, że nie widział szans powodzenia ataku Urubki, ze względu na niekorzystne prognozy pogody. - Wiedziałem, że Denis twierdzi, że zima kończy się w lutym. Miałem takie poczucie, że jeżeli odmówię, to on być może zdecyduje się na samodzielny atak. Gdyby była szansa, gdyby było okno pogodowe, to pewnie poszlibyśmy razem, za zgodą i błogosławieństwem kierownika. Takich szans nie było, ten atak był - można powiedzieć - z góry skazany na niepowodzenie - mówił.
- Moim zdaniem lepiej było odpocząć, poczekać na dobre okno pogodowe, doporęczować jeszcze fragmenty terenu nad obozem drugim, poczekać aż reszta chłopaków się zaaklimatyzuje, żeby mogła zabezpieczyć ten atak szczytowy. I wtedy, w dobrym oknie pogodowym, próbować zaatakować szczyt - dodał Bielecki.
Pytany o dalsze plany polskiej zimowej wyprawy na K2, Polak odpowiedział, że jest dobrej myśli. - Przecież nie pojedziemy do domów i nie zrezygnujemy, bo Denis poszedł na samodzielny atak szczytowy. Cały czas prace nad wejściem na górę trwają, wszystko zależy - jak zawsze - od pogody. Także na pewno się nie będziemy poddawać - zapowiedział.
- Dla mnie jest to po prostu po ludzku przykre, że ja się o niego martwiłem i to pewnie mu powiem po zejściu - zaznaczył Adam Bielecki.