„Mamma mia! Che corsa!" – napisał niedługo po zakończeniu włoskiego klasyku były mistrz świata Michał Kwiatkowski. Był szczęśliwy, bo dojechał do mety bez upadku i przetrwał ekstremalną próbę. Tak jak inni przyjechał umorusany w błocie, przemoczony do szpiku kości, zmarznięty.
Strade Bianche przez jedną trzecią 184-kilometrowej trasy prowadzi przez toskańskie szutry. Jeśli świeci słońce i jest sucho, przejazd kolarzy przez żwirowo-piaszczyste odcinki nie sprawia szosowcom trudności, a wyścigowi dodaje wyjątkowego uroku. Gdy pada deszcz albo śnieg, jak jeszcze kilka dni temu w Toskanii, droga szybko staje się błotnista i miękka, tylko dla zuchwałych.