Koronawirus bardzo mocno uderzył m.in. w świat sportu. Mecze i turnieje są masowo odwoływane, UEFA poinformowała wczoraj, że mistrzostwa Europy zostały przeniesione na 2021 r. Tymczasem Międzynarodowy Komitet Olimpijski stoi na stanowisku, że na razie nie ma powodów, by zmieniać termin igrzysk olimpijskich, które mają rozpocząć się już 24 lipca. We wtorek działacze wydali absurdalne oświadczenie.
- Zrobimy wszystko, aby powstrzymać wirusa. SARS-CoV-2 ma również wpływ na przygotowania sportowców do igrzysk olimpijskich Tokio 2020. Do imprezy pozostały cztery miesiące, nie ma więc potrzeby podejmowania niepotrzebnych kroków i decyzji. Wszelkie zmiany w tym momencie przyniosą odwrotny efekt. Niech sportowcy przygotują się najlepiej jak potrafią – napisano w komunikacie.
MKOl nie precyzuje niestety, jak mają wyglądać te przygotowania zawodników. W wielu krajach, między innymi w Polsce, stadiony i ośrodki olimpijskie zostały zamknięte.
- Jest problem z miejscami do trenowania. System szkolenia praktycznie przestał istnieć, pozamykano ośrodki. Myślałam, że wejdę na pobliski obiekt szkolny, ale to niemożliwe, bo w szkole jest wojsko, nie ma szans nawet na dostanie się do sprzętu. Mam to szczęście, że mieszkam blisko lasu. Zbudowałam tam sobie polową siłownię, innego rozwiązania nie widzę – opowiadała ostatnio na łamach Onetu oszczepniczka Maria Andrejczyk.
- Trwa przecież okres kwalifikacji, a wszystko jest odwołane, na wielu płaszczyznach zapanował chaos. Czeka nas bardzo dziwny sezon. Jestem coraz bardziej przekonana, że rywalizacja w Tokio zostanie przesunięta o kilka miesięcy lub na przyszły rok – stwierdziła Andrejczyk.