Emil Hegle Svendsen naprawdę się bał. Patrzył na tablicę wyników z niewyraźnym uśmiechem. Lider Pucharu Świata ruszył na trasę ponad 20 minut przed Tomaszem Sikorą, skończył bieg z najlepszym czasem, ale zanim odebrał nagrodę za kolejne zwycięstwo w tym sezonie, stał długo za metą, czekając na rywali.
Najbardziej wystraszyli go Sikora i Szwed Bjoern Ferry. Obaj strzelali bezbłędnie, jak Svendsen, i biegli bardzo szybko. – To był wyścig! Różnica między czterema najlepszymi to ledwie
12 sekund. Gdy zobaczyłem jak mocni są Tomek i Bjoern, przez chwilę zwątpiłem w zwycięstwo – mówił Norweg, który powiększył przewagę nad Sikorą w klasyfikacji Pucharu Świata do 45 punktów.
– Czułem, że ten wyścig rozstrzygnie się na strzelnicy. Jestem zadowolony, bo nie popełniłem tam błędu. Każdy bieg zakończony na podium jest perfekcyjny – mówił Polak za metą.
Na podium stanął już piąty raz w tym sezonie, a 20. w karierze. 14 lat temu w Anterselvie zdobył nieoczekiwanie mistrzostwo świata i do dziś traktuje zawody w Południowym Tyrolu wyjątkowo. W tym roku przyjechał do Włoch z żoną. – Za metą Tomek powiedział mi, że wszystko mu się tu podoba, tylko nie to płaskie 300 metrów przed metą, na stadionie. Za to mnie się podobało wszystko. Dobrze biegł, dobrze strzelał, wybrał dobrą taktykę. Nastawialiśmy się na miejsce w pierwszej dziesiątce, jest podium – mówi „Rz” trener polskiej kadry Roman Bondaruk. Sikora stracił kolejne 12 pkt do Svendsena w PŚ, obronił natomiast pozycję lidera sprintu, i uciekł Ole Einarowi Bjoerndalenowi, ma już o 67 pkt więcej od niego.