Chodziło o wyścig na 5000 m, w którym Polka (jeszcze pod nazwiskiem Wójcicka), zajęła ostatnie, 16. miejsce. Wystartowała, choć Ingrid Paul, trenerka pierwszej rezerwowej Grethy Smit, namawiała ją, by wycofała się pozwalając Holenderce walczyć o medal. Podchodziła też inne łyżwiarki, w światku panczenistów było o tym głośno.
Ale tylko Bachleda Curuś zgodziła się potwierdzić w reportażu holenderskiej telewizji, że dostała wtedy korupcyjną propozycję, aż 50 tys. euro za rezygnację i odmówiła. Inni o propozycjach Paul wciąż mówią tylko anonimowo albo milczą.
Dla Holendrów łyżwiarstwo jest tym, czym dla Polaków skoki narciarskie, a Smit na 5000 m była wicemistrzynią olimpijską z 2002. Paul przyznała w wydanym oświadczeniu, że rzeczywiście szukała zawodniczki zmęczonej poprzednimi startami, która zgodziłaby się wycofać. Ale nie proponowała za to pieniędzy. Holenderska federacja wszczęła już dochodzenie w tej sprawie, ale teraz taka demonstracja bezkompromisowości niewiele ją kosztuje: Smit już skończyła karierę, a Paul trenuje Kanadyjki.