Nie wiało aż tak mocno, by skoczków pogonić z Harrachowa z niczym, jak miesiąc temu, gdy przyjechali na tutejszą dużą skocznię. Ale gdyby nie nowy system oceniania, konkursy na mamucie też by się nie odbyły.
Wiatr co kilka minut zmieniał kierunek, jury zmieniało długość rozbiegu, serie dłużyły się grubo ponad zaplanowany czas. Zdarzało się, że skoczkowie lądowali w drugiej serii kilkadziesiąt metrów bliżej niż w pierwszej. A trudnych decyzji do podjęcia było tyle, że w sobotę dyrektor Walter Hofer pokłócił się ze swoim najlojalniejszym pomocnikiem Miranem Tepesem.
Trener Austriaków Alexander Pointner tym razem na pewno nie będzie narzekał, bo to czekanie, zmiany i uniki przed wiatrem skończyły się zwycięstwami jego skoczków. W sobotę wygrał Martin Koch, pierwszy raz w Pucharze Świata. W niedzielę Thomas Morgenstern – siódmy raz w tym sezonie, ale pierwszy w karierze w lotach.
Polscy skoczkowie konkursy na Certaku otoczonym przez biało-czerwony tłum będą wspominać nie najgorzej: Adam Małysz był raz na podium, raz nie pozwolił mu tam wskoczyć wiatr, Kamil Stoch mimo grypy i niekorzystnych podmuchów był 16. i 14., dobrze skakał Stefan Hula, który wczoraj zajął 18. miejsce, a w drugiej serii był lepszy m.in. od dwóch lotników, Gregora Schlierenzauera i Bjoerna Einara Romoerena.
Ale byli też trenerzy, którzy po skokach swoich zawodników machali rękami z rezygnacją, jak Werner Schuster po przymusowym lądowaniu Martina Schmitta, albo pokazywali jury, że zaraz pójdą tam na górę i zrobią porządek, jak Mika Kojonkoski po niedzielnej próbie Andersa Bardala.