Uczciwy, normalny facet

Tomasz Sikora to kariera od wystrzału do wystrzału.Wczoraj ją zakończył, czego można było się spodziewać

Publikacja: 26.03.2012 01:36

Uczciwy, normalny facet

Foto: ROL

Żegnał się ze łzami w oczach po biegu pościgowym w Wiśle, w którym zdobył mistrzostwo Polski. Sam pewnie nie byłby w stanie powiedzieć, który to był tytuł. W Polsce nie miał konkurencji, nawet w ostatnich trzech sezonach, gdy bezskutecznie szukał formy, zmieniając trenerów, plany, sprzęt. Bez niego męski biatlon właściwie przestanie u nas istnieć.

Sikora był tym trzecim, obok Adama Małysza i Justyny Kowalczyk, którzy polski sport zimowy wyciągnęli z wielkiej biedy a Puchar Świata z marginesu telewizyjnych ramówek na honorowe miejsca. Ma trzy medale mistrzostw świata, był mistrzem w 1995 r. w Anterselvie i jedynym Polakiem, który został – w styczniu 2009 r. – liderem biatlonowego PŚ. Cichym, sympatycznym, trochę nieśmiałym i upartym chłopakiem, który zapracował na coś wcześniej niewyobrażalnego: że można z biatlonu w Polsce dobrze żyć. Od kilkunastu lat cierpiał na astmę, ale leki na nią wziął tylko pod koniec 2009 r., gdy nie był już w stanie trenować. O stałe pozwolenie nigdy nie występował, uważał, że to nieuczciwe.

Jeden z dziesięciu

Urodził się i wychował w Wodzisławiu, był obiecującym bramkarzem, ale od Odry wolał klub biatlonowy i marzenia o zimowych igrzyskach. Dziś jest jedną z ledwie dziesięciu osób, które zdobywały w nich dla Polski medal. Wywalczył go sześć lat temu w Turynie, w ostatnim biegu. Już zdążył te igrzyska opłakać, pogodzić się z tym, że choć przyjechał jako kandydat do medalu, odjedzie z niczym. Gdyby na ostatnim strzelaniu się nie pomylił, miałby złoto w biegu masowym. Zdobył srebro, za Michaelem Greisem, przed Bjoernem Einarem Bjoerndalenem.

Można powiedzieć, że to była jego kariera w pigułce: łzy smutku, łzy szczęścia, sukces z zaskoczenia i ciągle Bjoerndalen w tle. Obaj mają po 38 lat, Sikora jest starszy o miesiąc. Gdy w 1993 r. zdobywał srebro juniorskich mistrzostw świata w Ruhpolding, to właśnie Norweg zabrał złoto. Bjoerndalem zabrał też Kryształową Kulę w 2009 r., gdy Polak był jej tak blisko jak nigdy (skończył na drugim miejscu). Obaj przeżywali ostatnio trudne czasy, widzieli, jak uciekają im młodsi rywale. Bjoerndalen zdołał się odbić do jeszcze jednego pucharowego zwycięstwa, dla Sikory to był pierwszy od dawna sezon, w którym ani razu nie stanął w PŚ na podium. A w mistrzostwach świata w Ruhpolding zdarzył mu się bieg, w którym mocno walczył, żeby nie zająć ostatniego miejsca.

– Nie chciał tego jeszcze raz przeżyć. Widział, że zaczyna go to wszystko przerastać fizycznie i psychicznie. To taki człowiek, który gdy mu coś nie wychodzi, najpierw szuka przyczyn w sobie. Po rozstaniu dwa lata temu z trenerem Romanem Bondarukiem nie mógł się odnaleźć. Spadły na niego wszystkie możliwe problemy: ze zdrowiem, sprzętem. Nie próbowałem go odwodzić od zakończenia kariery, choć decyzja była dla mnie zaskoczeniem. Ale dorosłych ludzi nie ma sensu w takich momentach przekonywać – mówi „Rz" prezes Polskiego Związku Biatlonu Zbigniew Waśkiewicz.

Za młody i za miękki

Kryzysów miał Sikora w karierze wiele. Niejeden raz chciał kończyć, pomagać bratu w firmie blacharsko-dekarskiej. Po sensacyjnym złocie na 20 km w mistrzostwach świata w Anterselvie i brązie ze sztafetą dwa lata później przyszły chude lata i awantury, gdy związek w złym stylu zwalniał trenera Aleksandra Wierietielnego.

– To było tak gorzkie doświadczenie, że nawet nie chciałbym tego wspominać. Zatarło nawet przyjemne wspomnienia złota z Anterselvy – mówi „Rz"  obecny trener Justyny Kowalczyk. Żal ma przede wszystkim do działaczy, skłóconych i podzielonych, głównie do ówczesnego prezesa Krzysztofa Lewickiego. – A Tomkowi zabrakło wtedy stanowczości. Słyszałem, że po latach tego żałował. Był za młody, za miękki, żeby stanąć w mojej obronie. To dobry facet. Uczciwy, normalny. Nieco zamknięty w sobie, ale gdy się otworzy, można porozmawiać o wszystkim – mówi Wierietielny. Nie jest tajemnicą, że z czasem on i Sikora mieli coraz częściej różne zdania na temat tego, jak pracować.

Do następnych sukcesów poprowadził już Sikorę Roman Bondaruk, ukraiński trener, z którym wywalczył w 2004 r. wicemistrzostwo świata w Oberhofie na 20 km, wspomniane już srebro w Turynie w biegu masowym i drugie miejsce w PŚ 2009. W 2010 r. Bondaruk odszedł, zmęczony środowiskowymi wojnami. – Nie byłem w stanie go zatrzymać. Nie mógł już na niektórych ludzi patrzeć – wspomina prezes Waśkiewicz.

Wtedy wszystko, co dobre, się skończyło. W poprzednim sezonie było szybkie rozstanie z norweskim trenerem Jonem Arne Enevoldsenem i odjazd z MŚ w Chanty-Mansijsku, zanim się zaczęły. Tej zimy – kolejne zmiany, z których żadna nie pomogła. Sikora zrozumiał, że nie ma sensu się męczyć. Nie wiadomo jeszcze, jakie ma plany na życie po karierze.

Na co dzień nauczyciel wuefu, jest członkiem zarządu związku, był krótko trenerem kadry i samego siebie, na pewno w jakiś sposób przy biatlonie pozostanie. Ale na razie obie strony dały sobie czas na odpoczynek.

Żegnał się ze łzami w oczach po biegu pościgowym w Wiśle, w którym zdobył mistrzostwo Polski. Sam pewnie nie byłby w stanie powiedzieć, który to był tytuł. W Polsce nie miał konkurencji, nawet w ostatnich trzech sezonach, gdy bezskutecznie szukał formy, zmieniając trenerów, plany, sprzęt. Bez niego męski biatlon właściwie przestanie u nas istnieć.

Sikora był tym trzecim, obok Adama Małysza i Justyny Kowalczyk, którzy polski sport zimowy wyciągnęli z wielkiej biedy a Puchar Świata z marginesu telewizyjnych ramówek na honorowe miejsca. Ma trzy medale mistrzostw świata, był mistrzem w 1995 r. w Anterselvie i jedynym Polakiem, który został – w styczniu 2009 r. – liderem biatlonowego PŚ. Cichym, sympatycznym, trochę nieśmiałym i upartym chłopakiem, który zapracował na coś wcześniej niewyobrażalnego: że można z biatlonu w Polsce dobrze żyć. Od kilkunastu lat cierpiał na astmę, ale leki na nią wziął tylko pod koniec 2009 r., gdy nie był już w stanie trenować. O stałe pozwolenie nigdy nie występował, uważał, że to nieuczciwe.

Inne sporty
Gwiazdy szachów zagrają w Warszawie. Jan-Krzysztof Duda wierzy w sukces
kolarstwo
Paryż - Roubaix. Upadek Tadeja Pogacara. Mathieu Van Der Poel zwycięża
szachy
Jan-Krzysztof Duda znów zagra w Polsce. Celuje w zwycięstwo
Inne sporty
Polacy szykują się do sezonu. Wrócą na olimpijski tor
Inne sporty
Gwiazdy szachów znów w Warszawie. Zagrają Jan-Krzysztof Duda i Alireza Firouzja