Wydawało się, że Chińczycy wyśrubowali rekord bardzo mocno. Olimpiada w Pekinie w 2008 roku, z cudami sportowej architektury, wyburzaniem całych dzielnic, budową setek kilometrów linii metra, kosztowała 40 miliardów dolarów. Londyńczycy na swoje ubiegłoroczne igrzyska wydali 15 mld dol.
A przecież w Soczi będą igrzyska zimowe, skalą nie mogące się równać z letnimi. Dlatego liczba 51 mld dol. może szokować. Ale jak igrzyska mają nie być najdroższe, skoro 50 kilometrów autostrady kosztowało 6 mld dol. Cena kompleksu skoczni narciarskich sięgnęła aż 265 mln dol. (z planowanych 40 mln dol.), a i tak budowa wlokła się w nieskończoność. Większość olimpijskich obiektów jest już gotowa, ale wciąż trwają prace przy budowie dodatkowej infrastruktury.
Głos w sprawie zabrał Władimir Putin, który wizytował wczoraj place budowy. – Wzrost kosztów podczas budowy może się zdarzyć, ale musi być uzasadniony. Najważniejsze jest, żeby nikt niczego nie kradł – odgrażał się w telewizji. Ale krytycy Putina śmieją się z tych zapewnień i przypominają podejrzenia o sfałszowanie nawet internetowego głosowania na maskotkę igrzysk po to, żeby mógł wygrać śnieżnobiały lampart z deską snowboardową – faworyt prezydenta.
Już w 2010 roku ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew zarządzał śledztwo w sprawie wysokich łapówek, które mieli przyjąć kremlowscy urzędnicy przy ustawianiu przetargów.
Rosyjskich wydatków broni Jacques Rogge. – Trzeba spojrzeć na to szerzej. Organizacja samych igrzysk nie kosztuje aż tak wiele, ale rząd rosyjski chciał przy okazji zapewnić rozwój całego regionu. Nie można uznawać za koszt igrzysk wydatków na budowę tunelu czy torów, bo przecież one nie powstają tutaj tylko na dwa tygodnie – mówił w wywiadzie dla agencji AP.