Korespondencja Krzysztofa Rawy z Zakopanego
Na liście startowej znalazło się 10 ekip, z tych ważnych brakowało tylko Japończyków. Nie zakładać, że Polska będzie walczyć o podium u siebie, w Zakopanem, nie wypadało, zresztą klasyfikacja drużynowa PŚ to zdecydowanie potwierdzała.
Jury ostrożnie podeszło do początku rywalizacji, dla pierwszej grupy ustawiono rozbieg dość nisko, z 12. belki. Klemens Murańka skoczył 118,5 m, wydawało się skromnie, ale po próbach najgroźniejszych rywali nie wyszło źle – trzecia pozycja za Niemcami i Austrią, strata względnie nieduża.
Dla drugiej grupy 13. belka, więc i skoki od razu dłuższe. Robert Kranjec 131,5 m, Dawid Kubacki – 131 m, wyszło po przeliczeniach, że Polak serię wygrał, ale rywale byli blisko, więc zyski nie były znaczące. Następna seria, następna zmiana, znów 12. próg startowy. Słabsi nie byli zachwyceni, ale Jernej Damjan dał radę, 134 m, atak na pozycję Polaków był już prawie skuteczny, bo Jan Ziobro odpowiedział bojowo, ale nie tak daleko – 126 m, tyle, że przeliczniki za wiatr miał lepsze. Zwycięzca z Wisły Andreas Wellinger dał Niemcom prowadzenie.
Ostatnia grupa skakała dłużej, bo jednak wieczorne wiatry w Tatrach są kapryśne. Peter Prevc – 132 m, Kamil Stoch o pół metra lepiej i trzecie miejsce Polski wciąż utrzymane. Różnice w połowie konkursu były niewielkie: prowadzili Niemcy – 1,7 pkt przed Austriakami, 6,8 pkt przed Polakami, Słoweńcy tylko 1,6 pkt. za Stochem i spółką. Norwegowie tym razem słabsi, znaleźli się na piątym miejscu, ale bardzo daleko – 42 punkty straty do liderów, Anders Bardal nie pomógł. Podział na mocną czwórkę i resztę stał się oczywisty, z drugiej serii wypadli zdecydowanie najsłabsi: Rosjanie i Kazachowie.