To drugi najstarszy rajd w mistrzostwach świata (po Monte Carlo) i drugi pod względem szybkości (po Finlandii). Magnesem, który na mazurskie trasy przyciąga tysiące kibiców, jest przede wszystkim jedyna polska załoga, która regularnie startuje w światowym czempionacie – Robert Kubica i Maciej Szczepaniak.
Skończyć z przygodami
Kubica postanowił zbudować własną ekipę, ale były z tym problemy, musiał nawet opuścić jeden start. W pozostałych punktował tylko raz (dziewiąta lokata w Rajdzie Portugalii), a doskonałe tempo na pojedynczych odcinkach specjalnych – wygrywał próby w Monte Carlo, Szwecji i Meksyku – przeplatało się z awariami forda fiesty WRC i błędami Kubicy, wciąż zbierającego doświadczenie na najwyższym szczeblu rajdowego wtajemniczenia.
– Z moimi przygodami żaden zespół fabryczny mnie nie zatrudni – mówił niedawno „Rzeczpospolitej". Dobitnie przekonał się jednak, że prywatna ekipa nie ma szans w starciu z potęgami: Volkswagenem, Citroenem czy Hyundaiem, a także wystawiającym fiesty WRC M-Sportem, który co prawda od kilku lat nie ma już fabrycznego wsparcia Forda, ale pod względem doświadczenia i zaplecza i tak bije na głowę wszystkie prywatne przedsięwzięcia.
Kubica chce się przekonać, czy będzie w stanie dorównywać najszybszym, stąd wiele przygód: urwanych kół, połamanych zawieszeń, wizyt poza drogą. Obrał przyspieszony kurs szukania granicy możliwości. W tym roku wygrał sześć odcinków specjalnych, więc dobrze wie, że pod względem tempa stać go na wiele. Jednak w starciu z kierowcami, którzy mają na koncie po półtorej setki startów w mistrzostwach świata (taki jubileusz obchodzi w ten weekend Fin Jari-Matti Latvala), czasami brakuje komfortu.
Wychowany na sterylnych torach wyścigowych kierowca nie może korzystać z gromadzonej przez lata wiedzy i potyka się w miejscach, w których rywale potknęli się wiele lat temu i wyciągnęli wnioski.