Nie wszyscy w to wierzyli, ale kilka dni temu w Antwerpii przeszła, bez wątpliwości co do znaczenia tych słów, do historii gimnastyki sportowej. Zaczęła od złota w wieloboju drużynowym, wsparła je m.in. udanym skokiem, najtrudniejszym, jaki kiedykolwiek wykonała kobieta, który z racji wyjątkowości już na zawsze będzie nazywany „Biles II”. Dodała mistrzostwo świata w wieloboju indywidualnym, szóste z kolei, co jest jedynym takim osiągnięciem zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn.
Ten powrót dopełniła trzema medalami w finałach konkurencji indywidualnych: była najlepsza na równoważni i w ćwiczeniach wolnych, w skoku zdobyła srebro mimo upadku podczas jednej z prób. W sumie ma 30 medali mistrzostw świata i siedem olimpijskich, liczba 37 była więc najczęściej cytowaną po jej starcie w Antwerpii.
Dzień tylko dla siebie
Niektórzy twierdzą, że ważniejsza była liczba 26, oddająca jej wiek, w gimnastyce mocno podeszły. Simone Biles nie mieści się jednak w żadnych ciasnych normach swego sportu, tym bardziej że wróciła do mistrzowskiej rywalizacji po głośnej rezygnacji z finału drużynowego i czterech finałów indywidualnych w Tokio, po oświadczeniu, że nadaje priorytet swemu zdrowiu psychicznemu i nie wie, czy kiedykolwiek jeszcze wystartuje, także dlatego, że ciągnęła się za nią sprawa molestowania przez byłego lekarza kadry i wiele innych przeżyć, które nie ułatwiały jej kariery, również krytyka tych, którzy sławom sportu odbierają prawo do słabości.
Czytaj więcej
Simone Biles zdjęła z ramion ciężar świata i po dwóch latach wróciła na mistrzostwa świata silniejsza niż kiedykolwiek – przede wszystkim psychicznie.
Powróciła na szczyt świata, więc pytanie, co dalej z Simone, musiało paść i padło. Odpowiedź może nie jest tak jednoznaczna, jak chcieliby usłyszeć zachwyceni kibice gimnastyki, zwłaszcza w USA, ale wynika wprost z tego, co supergwiazda myśli dziś o niełatwych relacjach między sportem wyczynowym i zwykłym życiem, o umiejętności stawiania granic ciągłej presji, o radzeniu sobie, gdy praca mięśni i mózgu, zwłaszcza mózgu, staje się zbyt wielka, by ją udźwignąć.