Kwiatkowski przeżywał do tej pory sezon przeciętny, w najważniejszych wyścigach odgrywał role drugoplanowe i na Wielką Pętlę przyjechał nienasycony. Jego zespół nie przywiózł do Francji lidera zdolnego do walki o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, więc Polak wiedział, ze dostanie wolną rękę, aby postarać się o wygranie etapu. Próbował niestrudzenie, wcześniej w ucieczkach był już dwukrotnie. Udało się dopiero na podjeździe pod Grand Colombier.
Apetyty na sukces miało oczywiście kilkunastu kolarzy, których przewaga nad peletonem w najlepszym momencie etapu sięgnęła czterech minut. Kiedy przed uciekinierami wyrosły pierwsze trudności wydawało się, że Kwiatkowskiemu znów szansa przejdzie obok nosa, bo do ataku rzucili się inni, ale Polak cierpliwie poczekał, dopadł liderów i niespełna dziesięć kilometrów przed metą był już na czele wyścigu sam.
Jonas Vingegaard i Tadej Pogacar, czyli wielki pojedynek
Piął się pod Grand Colombier wytrwale, ale sukcesu nie mogliśmy być pewni, bo w peletonie do kolejnej rozgrywki o sekundy szykowali się faworyci: Duńczyk Jonas Vingegaard i Słoweniec Tadej Pogacar. Tegoroczny wyścig to ich wewnętrzna rozgrywka. Pierwszy - zwyciężył w Wielkiej Pętli przed rokiem - miał przed piątkowy etapem siedemnaście sekund przewagi nad drugim, który był we Francji najlepszy dwa i trzy lata temu.
Czytaj więcej
Rusza kolejna edycja wyścigu Tour de France – tym razem z Bilbao. Nie ma chyba lepszego miejsca, aby pokazać, że kolarstwo jest sportem, który wciąż przyciąga tłumy.
Podobno są jak ogień i woda, francuscy dziennikarze piszą: "yin i yang peletonu". Pierwszy jest nieśmiały, niewiele mówi, a po etapie zazwyczaj przykleja ucho do telefonu, aby porozmawiać z żoną i córką Fridą. Jest już dojrzałym dorosłym, tatą został jako 23-latek. Pogacar pokazuje więcej radości, ciągle żartuje, jest w centrum uwagi. - Zawsze taki był: chłopak prosty, wesoły, ale także dojrzały - mówi o nim dyrektor UAE Team Emirates Andrej Hauptman.