Bobas wcale nie musi oznaczać dla kobiety końca aktywności fizycznej. To nie musi być nawet kilkuletnia przerwa do czasu, „aż pociecha podrośnie”, a mama zapomni, co to znaczy trening.
Jak potwierdzają własnym przykładem uczestniczki Festiwalu Biegowego do truchtania, a następnie mocniejszych treningów można wrócić już po kilku miesiącach od porodu. A bywają i takie przypadki jak Paulina Tracz, która rok po urodzeniu córeczki jest w stanie wygrać liczący 61 km Bieg 7 Dolin. Nie każda pani musi tego dokonać. Wiele zależy od predyspozycji i potrzeb oraz bazy treningowej. To bardzo indywidualna sprawa. Ja niestety, nie zaczęłam ponownych treningów zbyt szybko, bo nie urodziłam naturalnie i trochę się bałam. Pierwsze przebieżki miałam po dwóch lub trzech miesiącach i na początek robiłam jakieś 5–6 km – opowiada „Rz” jedna z najlepszych polskich ultramaratonek i dodaje: – Wróciłam ze szpitala po siedmiu dniach i mąż już mnie nakłaniał, żebym dla poprawy samopoczucia na bieżni mechanicznej wykonała 20 minut marszobiegu. Na początku nie było za fajnie – wspomina.
Może Paulinie Tracz było łatwiej, bo już wcześniej trenowała, ciało było przyzwyczajone do wysiłku, a w trakcie ciąży nie narzekała na problemy z miednicą czy bóle kręgosłupa.
Bieganie ma wiele zalet i może pomóc wrócić do formy, ale lepiej zacząć od czegoś mniej obciążającego, żeby rozbudzić ciało. Robert Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie, poleca oczywiście chodzenie, które kształtuje mięśnie sylwetkowe, można je zacząć z marszu i uprawiać wszędzie – nie trzeba się wybierać w tym celu na salę fitness. Chodzić, nawet w dość szybkim tempie, można także z dziecięcym wózkiem.
Są też jednak matki zakochane w bieganiu. Dla nich też są dobre informacje, chociaż lekarze zalecają na początku ostrożność. – Jeszcze w szpitalu odwiedziła mnie pani doktor, która powiedziała, że po urodzeniu trzeciego dziecka powinnam zadbać o miednicę, o mięśnie Kegla. Zaleciła mi trzy miesiące połogu i na początek poleciła rower, ewentualnie basen. Chodziło o rozbudzenie ciała i miednicy, a bieganie wiąże się ze wstrząsami. Rower dotlenia mięśnie, a pracuje się na niskim tętnie, do tego pochylenie ciała jest lepsze. W ciąży kobieta odchyla się w drugą stronę. Wyczekałam prawie trzy miesiące i poszłam potruchtać. Wróciłam z płaczem. Podkuliłam ogon i wsiadłam na rower. Trzeba dać ciału czas, wsłuchać się w organizm. Dużą rolę odgrywa intuicja – opowiada „Rz” uczestniczka Festiwalu Biegowego Ewa Paciorek.