Za nami już 13. Festiwal Biegowy. Czy ta liczba okazała się szczęśliwa?
Tak, gdyż byliśmy świadkami i uczestnikami bardzo autentycznego wydarzenia. U wszystkich, którzy przyjechali do Piwnicznej, wywoływało ono pozytywne emocje. A przecież dla każdego organizatora to jest najważniejsze. Nie pracujesz dla siebie, tylko dla gości Festiwalu.
Można było odnieść wrażenie, że po trudnych pandemicznych latach wracamy powoli do najlepszych czasów Festiwalu…
Złożyły się na to dwa elementy. Po pierwsze, ludzie znowu zaczynają biegać. Po drugie, zorganizowaliśmy tak jak w zeszłym roku folklorystyczny Festiwal Lachów i Górali Europy Karpat. To dało unikalną szansę na to, by ludzie zakochani w sporcie i kulturze regionalnej mogli się sobie nawzajem przyglądać i podziwiać swoje pasje. Pod tym względem to połączenie idealne. Naszym sprzymierzeńcem była także pogoda. Brak silnego wiatru i optymalna temperatura do biegania sprawiły, że opady deszczu tylko dodały rywalizacji adrenaliny. Trzeba pamiętać, że na biegi długie – 100, 61 czy 36 km, przy takiej różnicy wzniesień, zgłaszają się ludzie, którzy są pasjonatami. Dla nich pokonywanie tych przeciwności to czysta przyjemność. Dla Festiwalu to było niezwykle atrakcyjne. Kiedy padało, kibice wchodzili do pawilonów. Gdy pojawiało się słońce, wychodzili na zewnątrz. To, co zrobiliśmy w Piwnicznej pod kątem infrastruktury, było rzadko spotykane w przypadku organizacji takich wydarzeń.
Co udało się poprawić względem ubiegłego roku, kiedy Festiwal debiutował w Piwnicznej?