Brytyjczyk najbardziej zaszalał na ósmym etapie, na zjeździe z Peyresourde. 15,5-kilometrowy odcinek pokonał ze średnią prędkością 62,5 km/godz., w pewnym momencie jechał 90,9 km/godz. Wygrał etap i objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej, którego nie oddał już do końca wyścigu.
Zyskał wtedy niewiele nad głównymi rywalami, ledwie 13 sekund, można więc było uznać ten szalony zjazd za przykład wyjątkowej nonszalancji. Każdy przypadkowy ruch groził upadkiem. Gra chyba nie była warta świeczki, ale Froome chciał pokazać przeciwnikom już na początku wyścigu, że nie istnieje broń, którą mogą go pokonać. – W takich wyścigach nie wystarczy być tylko dobrym wspinaczem, trzeba też umiejętnie zjeżdżać – komentował.