Brytyjczyk najbardziej zaszalał na ósmym etapie, na zjeździe z Peyresourde. 15,5-kilometrowy odcinek pokonał ze średnią prędkością 62,5 km/godz., w pewnym momencie jechał 90,9 km/godz. Wygrał etap i objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej, którego nie oddał już do końca wyścigu.
Zyskał wtedy niewiele nad głównymi rywalami, ledwie 13 sekund, można więc było uznać ten szalony zjazd za przykład wyjątkowej nonszalancji. Każdy przypadkowy ruch groził upadkiem. Gra chyba nie była warta świeczki, ale Froome chciał pokazać przeciwnikom już na początku wyścigu, że nie istnieje broń, którą mogą go pokonać. – W takich wyścigach nie wystarczy być tylko dobrym wspinaczem, trzeba też umiejętnie zjeżdżać – komentował.
Było to jednak coś nowego w kolarskim świecie, przynajmniej w Tour de France, w którym na zjazdach nie gra się va banque. Pozycja, w jakiej zjeżdżał Froome, przypominała raczej zabawę dziecka na rowerze, które, opierając się tułowiem o ramę, a piersią o kierownicę, bezmyślnie leci przed siebie na złamanie karku. Do tego jeszcze pedałuje, żeby zwiększyć prędkość. Trenerzy kolarscy dobrze jednak zbadali sprawę. Taka sylwetka w połączeniu z rytmicznym pedałowaniem zmniejsza opór powietrza. W grupie Sky dokładnie to przeanalizowali, a trenerzy i sam Froome przykład wzięli z Michała Kwiatkowskiego.
W ten właśnie sposób Polak, który z powodu choroby nie pojechał pomagać Froome'owi na Tour de France, zdobywał mistrzostwo świata w Ponferradzie w 2014 roku. – Chris mówił, że go zainspirowałem. Na zgrupowaniu na Teneryfie bywały momenty, że zjeżdżaliśmy razem, i to bardzo szybko. On doskonale zjeżdża, ale cały czas się uczy – opowiadał Kwiatkowski.
Ale to nie perfekcyjny zjazd zdecydował o trzecim już zwycięstwie Brytyjczyka w Wielkiej Pętli. – Fizycznie nigdy nie czułem się podczas touru tak świeży, szczególnie w trzecim tygodniu – mówił. Walczył w górach, ale udowodnił również, że potrafi doskonale finiszować. W Montpellier przegrał jedynie z Peterem Saganam, wyprzedzając Macieja Bodnara. Na takie ataki mógł pozwolić sobie tylko kolarz niezagrożony.